Spider-Man miał w swoim życiu wiele ciężkich epizodów, ale kto ich nie ma, a co dopiero herosi mający podwójne kłopoty, ze względu na swoje dwa wcielenia. Czasem stają przeciwko kolejnemu atakowi swojego największego wroga, czasem jest to nieopłacony rachunek za prąd. Nie znam może zbyt wielu prywatnych kłopotów obrońców sprawiedliwości, ale trzeba przyznać, że Ci pod opieką Tony'ego Starka nie mogli narzekać na niewygodę. Członkowie Fantastycznej Czwórki, poza przejściowymi kłopotami również nieźle sobie radzili. Niestety Peter więcej miał chyba tych gorszych chwil, a już szczególnie w okresie swojej młodości. Problemy finansowe rozbijały często jego plany i musiał lawirować między byciem Spider-Manem, studiowaniem, pracą fotoreportera, a do tego dochodziła pomoc ulubionej cioteczce. Czwarty numer z 1990 roku ukazał nam ludzkie oblicze problemów Petera Parkera, ale również starcie z wrogiem, który może nie był tak spektakularny jak Octopus, Venom, czy jedno z oblicz Goblina, ale przyznam, że był czynnikiem pobudzającym wyobraźnię i dawał sporo możliwości do rozwinięcia tej opowieści. Niestety nigdy więcej nie spotkałem tego pana w komiksach Marvela.
Spider-Man 4/1990: "Konfrontacje" "Marzenia na jawie"
Scenariusz: Roger Stern
Rysunki: John Romita Jr.
Tusz: Kevin Dzuban
Kolor: Bob Sharen
Okładka: John Romita Jr.
Historię rozpoczyna wizyta Petera na na Uniwersytecie, który przyszedł zobaczyć wyniki egzaminów. Rola Spider-Mana sprawiła, że jego naukowa kariera zeszła na dalszy plan. Okazuje się, że jeszcze nie wiadomo, czy udało mu się zaliczyć przedmiot, ale też to, że niekoniecznie jest mile widzianym gościem na sali wykładowej. Doktor Sloan zaskoczony jest wizytą Petera, którego postawa negatywnie wpływa na ocenę jego osoby, mimo zdolności jakimi zdążył się wykazać.
W drodze do redakcji Bugle'a spotyka swojego konkurenta w dziedzinie fotografii Lance'a Bannona. Wbrew temu co myślał, nie chodzi o kolejną pretensję odnośnie ich zawodu, ale o sprawy osobiste.
Przenosimy się do nowojorskiego więzienia, gdzie swoją karę odsiaduje tajemniczy mężczyzna nazywany "Myślicielem". Samotnik, który całe godziny potrafi przesiadywać w bezruchu skrywa szalenie interesującą tajemnicę. Czytelnik poznaje zdolność umożliwiającą więźniowi przenoszenie umysłu do zapasowego ciała, które znajduje się w tajnym laboratorium. Naukowy geniusz okazuje się być przestępcą, który walczył już Fantastyczną Czwórką, X-Men, czy Avengers. Choć niejednokrotnie pokonał wielu superbohaterów, to ostatecznie nie potrafił czegoś przewidzieć i jego przeciwnikom udawało się oswobodzić i przechylić szalę na jego niekorzyść. Na jednym z ekranów dostrzega walkę Spider-Mana z robotem wykonanym ze sprzętu jego pomysłu. Myśliciel zdaje sobie sprawę, że nie wiele wiadomo o tym bohaterze, ale plotki donoszą o szóstym zmyśle ostrzegającym Pająka przed niebezpieczeństwem. A gdyby tak udało się go sztucznie odtworzyć? Komputer przewiduje gdzie w ciągu trzech godzin, z dokładnością 87% znajdzie się Spider-Man. Środkiem, który "przetestuje" możliwości Spider-Mana, będzie zielony Android 12. Umysł naukowca powraca do więziennej celi.
Tymczasem Peter z Bannonem dyskutują o miłości. Lance opowiada Peterowi o swojej miłości do Amy Powell, która ostatnimi czasy usilnie szukała kontaktu z Parkerem. Jak się wydaje, Piotruś stał się elementem gry między kochankami, którzy od pewnego czasu prowokują się nawzajem. Peter postanawia pomóc Lance'owi i w tym celu postanawia rozmówić się z Amy, która niestety w rozmowie telefonicznej nie daje mu dojść do słowa i umawia ich na spotkanie. Rozzłoszczony Parker ma dosyć gierki kochanków i ucieka z knajpy.
Na swoje nieszczęście zostaje zaatakowany przez Androida 12, który dysponuje prawdziwym arsenałem wykreowanym przez umysł genialnego naukowca. Poza olbrzymią siłą, Pajączkowi przyszło stanąć naprzeciw miotacza ognia, laserów, czy strumienia atomów. Android 12 potrafi latać, a do tego korzysta z wszelkich nowinek technicznych, radarów, noktowizji etc.
W tzw międzyczasie do domu Parkera przybywa rudowłosa dziewczyna...
W starciu z potężnym robotem, Peter postanawia skorzystać z intelektu wciągając przeciwnika w pułapkę. W starej fabryce rozciąga sieć (niczym w rozgrywce z Juggernautem) i obrzucając zielonego potworka starym sprzętem zakłócą jego zdolność rozpoznania terenu. Android 12 wpada niczym muszka w sieć pająka, ale ciągle brnie do przodu. Efekt jest taki, że wszystko wali mu się na głowę. Kiedy Spidey przybywa sprawdzić szczątki prześladowcy, zmysł pająka ostrzega go w porę przed autodestrukcją. W porę udaję mu się schwytać fragment robota, dzięki któremu będzie próbował wyśledzić jego właściciela. Całej sytuacji przyglądał się Myśliciel.
Peter po powrocie do domu nie może nacieszyć się odpoczynkiem. Jego spokój burzy niespodziewane przybycie Amy, która zrezygnowała ze spotkania na mieście, na rzecz domowej randki. Małe zakupy zwiastują smaczną kolację, a na zaostrzenie apetytu Peter obdarowany jest namiętnym pocałunkiem. Nawet pukanie do drzwi nie przeszkadza pannie Powell, ale wbrew przypuszczeniom, nie jest to Lance, ale Mary Jane, która niespodziewanie staje w pokoju. Osłupiałemu Peterowi trudno będzie wytłumaczyć szminkę na twarzy. Szczególnie, że do wesołej gromadki dołączył Lance. Amy ucieka, Lance za radą kolegi wybiega za nią by wyznać miłość, a Peter próbuje opowiedzieć MJ o co chodzi w tej całej kabale. Niestety dostaje zwrot kluczyków, a na pocieszenie zostaje mu koszyk z kolacją przygotowaną przez niedoszłą kochankę.
Stwierdzając, że jego skaczące po ścianach wcielenie ma lepiej, udaje się na uniwersytet do swojego znajomego doktora Curta Connorsa, występującego niekiedy jako Lizard. Curt zobligowany długiem wdzięczności, postanawia pomóc zbadać resztki robota. Niestety poza odkryciem, że kawałek pochodzi ze skomplikowanego robota z nieznanego stopu metalo-organicznego, nie jest w stanie nic odkryć. Rozważania przerywa przybycie znajomego doktora Sloana, niosącego sprawdzone egzaminy. Zaskoczony wizytą zamaskowanego bohatera, ostrzega Connorsa, że za takich gości może odpowiedzieć przed radą i zostać wyrzucony z uczelni (ciekawe, że za przemiany w jaszczurkę jeszcze go nie wyrzucili...). Parker dostrzega swoją pracę i po szybkim sprawdzeniu dowiaduje się, że egzamin został zaliczony. Uradowany całuje Sloana w główkę i wyskakuje przez okno w szaleńczych podskokach przemierzając miasto.
W tym czasie w jednej z kafejek, Amy i Lance dochodzą do porozumienia.
Spider przemierzając miasto, dowiaduje się, że bojownicy Armii Wyzwolenia przetrzymują zakładników w jednym z kościołów. Niesiony adrenaliną wpada do okupowanej świątyni, gdzie w wysublimowany sposób eliminuje poszczególnych terrorystów.
Udana akcja owocuje zdjęciami, które natychmiast zanosi do Bugle'a.
Następnego dnia jest pierwszym studentem na uczelni, ale to nie naukowy zapał sprawia, że stał się prymusem. Peter przybył po rzeczy, gdyż podjął decyzję o przerwaniu studiów... Dziwne to trochę...
Na deser mamy jeszcze co najmniej dziwną mini historię pod tytułem "Marzenia na jawie". Spider-Man zastanawia się nad swoją obecną sytuacją w roli superbohatera i jak to wpływa na postrzeganie jego wizerunku i sprawy finansowe. Wtem dostrzega biegającego Jonaha. W tym momencie dochodzi do nieoczekiwanego, bo spod ziemi wypada całe mrowie przedstawicieli złej społeczności Marvela. Począwszy na jego ulubionych przeciwnikach, a skończywszy na pierwszej lidze jak Doom, czy Loki. Peter rzuca aparat i wdaje się w bójkę, która doprowadza do pogromu złoczyńców. Jameson klęka przed Spider-Manem i całuje go w stopy, przepraszając za wszystko. Parker dostaje nagrodę za uwiecznienie tej sceny na fotografii. W czasie gali na salę wpada doktor Sloan, który obwieszcza, że notatki Petera są recepturą na super lek, za co należy się przyznanie doktoratu. Do idyllicznego klimatu dorzuca się Nathan, przyjaciel jego ciotki, który wpada o własnych siłach, twierdząc, że mikstura wyleczyła mu nogi. Prasa rzuca się na Petera, który ucieka przywdziewając robocze, pajęcze ubranko. Po chwili wpada na fetę urządzoną na cześć najlepszego bohatera, gdzie czeka na niego burmistrz z kluczami do miasta, oraz F4 i Avengers. Grupy bohaterów kłócą się między sobą, do kogo ma przystać Spider-Man. Pajączek rozdziela asystowanie bohaterom na poszczególne dni tygodnia, gdy całe zajście przerywa Kapitan Ameryka. W niezniszczalnej tarczy odbija się wizerunek Spider-Mana, ale nie jest to maska, a twarz Petera Parkera. Ekipa (to naprawdę żenujące) odwraca się od niedoszłego idola wszechświata z powodu: "to nie pająk, ale chłopaczek". Nie pomaga opowieść o radioaktywnym pająku i pozostałe tłumaczenia.
Okazuje się, że to były tytułowe marzenia na jawie Spider Petera, które przerywają krzyki dochodzące z dołu. Grupa oprychów zaczepia mola książkowemu, ale na szczęście dochodzi do szybkiej interwencji naszego marzyciela. Spider sentencjonalnie zachęca chłopaka do nauki, ale radzi nie zapominać o świecie dookoła. Okularnik dziękuje za pomoc rozanielonym wzrokiem goniąc odchodzącego bohatera. W jego myślach pojawia się obraz Spider-Mana w okularach...
Historia zaprezentowana w dzisiejszym numerze jest może i ciekawa (mowa o głównej opowieści), ale czytana po latach niestety troszkę odsłania swój archaiczny charakter. Sama walka nie budzi totalnie żadnych emocji, a jedynym plusem jest zdolność Myśliciela. Możliwość przechodzenia między zapasowymi ciałami daje okazję do długiej historii, w której złoczyńca ciągle wymyka się wrogom. Jak wspomniałem, niestety nie doczekałem się kontynuacji. Wątek między Lance'm i Amy bardziej denerwuje niż cieszy, ale wiadomo, że to tylko przerywnik mający na celu pokazanie zwykłych problemów Petera. Jeśli jesteśmy już przy nich, to niezbyt dobrze wypada historia ze studiami. Najpierw mamy chęć powrotu i niepewność co do tej możliwości. Później pojawia się radość ze zdanego egzaminu, która uskrzydla naszego bohatera. Sprawę kończy niezrozumiała decyzja o rezygnacji z dalszej nauki. Przepraszam. Jest jeszcze potworek o marzeniach sennych, który poziomem żenady sprawia, iż coś chodzi mi po kręgosłupie i niebezpiecznie zmierza w kierunku, o którym przez grzeczność nie wspomnę. Wsadzony na siłę epizod o Peterze wymądrzającym się przed chłopakiem, będącym typem kujona. Ten sam Peter, który przed chwilą zrezygnował ze studiów. Takie to niepoukładane...
Jest jeszcze jeden element, który zasługuje na naganę, chociaż jest to znak czasu przywołujący raczej uśmiech. Mowa o tłumaczeniu i błędach jakich dopuszczono się w tym zeszycie.
Pierwszy pochodzi z 8 strony, kiedy Myśliciel mówi "żaden superman nie mógł mi przeszkodzić"
Na stronie 34 kiedy Spider-Man zakrada się do kościoła przejętego przez terrorystów, narrator opisuje "tylko on... bo umie poruszać się jak błyskawica. Superman!"
Zaraz potem na 38 stronie w redakcji "Dnia" (Daily Bugle), Peter spotyka Bena "Ulricha", zamiast Uricha.
Nie lepiej radzi sobie końcówka "Marzenia na jawie". Peter rozmyśla nad rolą pogromcy, który ma tyle samo wad i zalet. Gwiazdka odsyła nas do komentarza, który podpowiada, że "potem rozpocznie się pewna współpraca". Nasz bohater snuje jeszcze opowieść jakim to jest wilkiem samotnikiem, a jako pogromca miałby więcej kasy i Jonah by go szanował. Trzeba wspomnieć, że równocześnie wydawany był komiks Punisher, którego miano w naszym pięknym kraju brzmi "Pogromca". Pod taką nazwą pojawił się w numerze z Octopusem. Jonah nie szanowałby Punishera, który powszechnie uważany był za mordercę. Z tą kasą też nie przesadzajmy u Franka. Tutaj raczej chodzi zresztą raczej o status. Frank też jest samotnikiem. Chodzi tutaj o członkostwo w Avengers i bycie jednym z drużyny, o czym można przekonać się później. Kiedy Spider widzi komitet powitalny na 47 stronie, zaczyna wymieniać "Fantastyczna Czwórka! Pogromca! Burmistrz! Komitet Powitalny!". Oczywiście obok burmistrza i F4 widzimy członków Avengers. Po chwili Iron Man w uznaniu jego zasług ogłasza "mianujemy cię Pogromcą", który to tytuł występuje jeszcze raz w ustach Petera. Później mamy oskarżanie Petera, o to, że jest chłopaczkiem a nie Pająkiem i sam zainteresowany tłumaczący, że jest człowiekiem, ale próbuje być porządnym Spiderem. Takie urocze drobnostki...
Dwója z plusem... Plus jest za Myśliciela.
Doctor Octopus na wolności zmywa sen z powiek biednemu Peterowi, jednak to nie on jest największym zmartwieniem naszego bohatera. Bardzo ciekawy temat pod rozważania, ale nie pierwszy już raz okazuje się, że działanie superbohatera doprowadza do stworzenia super łotra. Tym razem dowiemy się jak powstał kolejny z Goblinów. Historia rozgrywa się już pewien czas po słynnych przepychankach z Green Goblinem, który jak wiemy sprawił wielka wyrwę w życiu Parkera. Gwen Stacy zginęła, co ponownie wyznaczyło kurs dla Spider-Mana. Skoro Norman Osborn ma przerwę, nadszedł czas by autorzy powołali do zatruwania istnienia Pajączka, kogoś innego. Zanim przejdę do samego numeru to podkreślam, że uwielbiam okładkę z nowym bandziorem rozrywającym strój Człowieka Pająka. Wydawnictwo na tym etapie działania popełniało jeszcze sporawe błędy. Zamiast Hobgoblina mamy Diabelskiego Trolla, a wspomniana Gwen Stacy opisywana jest ponownie jako mężczyzna.
Spider-Man 4/1990: "Konfrontacje" "Marzenia na jawie"
Scenariusz: Roger Stern
Rysunki: John Romita Jr.
Tusz: Kevin Dzuban
Kolor: Bob Sharen
Okładka: John Romita Jr.
Historię rozpoczyna wizyta Petera na na Uniwersytecie, który przyszedł zobaczyć wyniki egzaminów. Rola Spider-Mana sprawiła, że jego naukowa kariera zeszła na dalszy plan. Okazuje się, że jeszcze nie wiadomo, czy udało mu się zaliczyć przedmiot, ale też to, że niekoniecznie jest mile widzianym gościem na sali wykładowej. Doktor Sloan zaskoczony jest wizytą Petera, którego postawa negatywnie wpływa na ocenę jego osoby, mimo zdolności jakimi zdążył się wykazać.
W drodze do redakcji Bugle'a spotyka swojego konkurenta w dziedzinie fotografii Lance'a Bannona. Wbrew temu co myślał, nie chodzi o kolejną pretensję odnośnie ich zawodu, ale o sprawy osobiste.
Przenosimy się do nowojorskiego więzienia, gdzie swoją karę odsiaduje tajemniczy mężczyzna nazywany "Myślicielem". Samotnik, który całe godziny potrafi przesiadywać w bezruchu skrywa szalenie interesującą tajemnicę. Czytelnik poznaje zdolność umożliwiającą więźniowi przenoszenie umysłu do zapasowego ciała, które znajduje się w tajnym laboratorium. Naukowy geniusz okazuje się być przestępcą, który walczył już Fantastyczną Czwórką, X-Men, czy Avengers. Choć niejednokrotnie pokonał wielu superbohaterów, to ostatecznie nie potrafił czegoś przewidzieć i jego przeciwnikom udawało się oswobodzić i przechylić szalę na jego niekorzyść. Na jednym z ekranów dostrzega walkę Spider-Mana z robotem wykonanym ze sprzętu jego pomysłu. Myśliciel zdaje sobie sprawę, że nie wiele wiadomo o tym bohaterze, ale plotki donoszą o szóstym zmyśle ostrzegającym Pająka przed niebezpieczeństwem. A gdyby tak udało się go sztucznie odtworzyć? Komputer przewiduje gdzie w ciągu trzech godzin, z dokładnością 87% znajdzie się Spider-Man. Środkiem, który "przetestuje" możliwości Spider-Mana, będzie zielony Android 12. Umysł naukowca powraca do więziennej celi.
Tymczasem Peter z Bannonem dyskutują o miłości. Lance opowiada Peterowi o swojej miłości do Amy Powell, która ostatnimi czasy usilnie szukała kontaktu z Parkerem. Jak się wydaje, Piotruś stał się elementem gry między kochankami, którzy od pewnego czasu prowokują się nawzajem. Peter postanawia pomóc Lance'owi i w tym celu postanawia rozmówić się z Amy, która niestety w rozmowie telefonicznej nie daje mu dojść do słowa i umawia ich na spotkanie. Rozzłoszczony Parker ma dosyć gierki kochanków i ucieka z knajpy.
Na swoje nieszczęście zostaje zaatakowany przez Androida 12, który dysponuje prawdziwym arsenałem wykreowanym przez umysł genialnego naukowca. Poza olbrzymią siłą, Pajączkowi przyszło stanąć naprzeciw miotacza ognia, laserów, czy strumienia atomów. Android 12 potrafi latać, a do tego korzysta z wszelkich nowinek technicznych, radarów, noktowizji etc.
W tzw międzyczasie do domu Parkera przybywa rudowłosa dziewczyna...
W starciu z potężnym robotem, Peter postanawia skorzystać z intelektu wciągając przeciwnika w pułapkę. W starej fabryce rozciąga sieć (niczym w rozgrywce z Juggernautem) i obrzucając zielonego potworka starym sprzętem zakłócą jego zdolność rozpoznania terenu. Android 12 wpada niczym muszka w sieć pająka, ale ciągle brnie do przodu. Efekt jest taki, że wszystko wali mu się na głowę. Kiedy Spidey przybywa sprawdzić szczątki prześladowcy, zmysł pająka ostrzega go w porę przed autodestrukcją. W porę udaję mu się schwytać fragment robota, dzięki któremu będzie próbował wyśledzić jego właściciela. Całej sytuacji przyglądał się Myśliciel.
Peter po powrocie do domu nie może nacieszyć się odpoczynkiem. Jego spokój burzy niespodziewane przybycie Amy, która zrezygnowała ze spotkania na mieście, na rzecz domowej randki. Małe zakupy zwiastują smaczną kolację, a na zaostrzenie apetytu Peter obdarowany jest namiętnym pocałunkiem. Nawet pukanie do drzwi nie przeszkadza pannie Powell, ale wbrew przypuszczeniom, nie jest to Lance, ale Mary Jane, która niespodziewanie staje w pokoju. Osłupiałemu Peterowi trudno będzie wytłumaczyć szminkę na twarzy. Szczególnie, że do wesołej gromadki dołączył Lance. Amy ucieka, Lance za radą kolegi wybiega za nią by wyznać miłość, a Peter próbuje opowiedzieć MJ o co chodzi w tej całej kabale. Niestety dostaje zwrot kluczyków, a na pocieszenie zostaje mu koszyk z kolacją przygotowaną przez niedoszłą kochankę.
Stwierdzając, że jego skaczące po ścianach wcielenie ma lepiej, udaje się na uniwersytet do swojego znajomego doktora Curta Connorsa, występującego niekiedy jako Lizard. Curt zobligowany długiem wdzięczności, postanawia pomóc zbadać resztki robota. Niestety poza odkryciem, że kawałek pochodzi ze skomplikowanego robota z nieznanego stopu metalo-organicznego, nie jest w stanie nic odkryć. Rozważania przerywa przybycie znajomego doktora Sloana, niosącego sprawdzone egzaminy. Zaskoczony wizytą zamaskowanego bohatera, ostrzega Connorsa, że za takich gości może odpowiedzieć przed radą i zostać wyrzucony z uczelni (ciekawe, że za przemiany w jaszczurkę jeszcze go nie wyrzucili...). Parker dostrzega swoją pracę i po szybkim sprawdzeniu dowiaduje się, że egzamin został zaliczony. Uradowany całuje Sloana w główkę i wyskakuje przez okno w szaleńczych podskokach przemierzając miasto.
W tym czasie w jednej z kafejek, Amy i Lance dochodzą do porozumienia.
Spider przemierzając miasto, dowiaduje się, że bojownicy Armii Wyzwolenia przetrzymują zakładników w jednym z kościołów. Niesiony adrenaliną wpada do okupowanej świątyni, gdzie w wysublimowany sposób eliminuje poszczególnych terrorystów.
Udana akcja owocuje zdjęciami, które natychmiast zanosi do Bugle'a.
Następnego dnia jest pierwszym studentem na uczelni, ale to nie naukowy zapał sprawia, że stał się prymusem. Peter przybył po rzeczy, gdyż podjął decyzję o przerwaniu studiów... Dziwne to trochę...
Na deser mamy jeszcze co najmniej dziwną mini historię pod tytułem "Marzenia na jawie". Spider-Man zastanawia się nad swoją obecną sytuacją w roli superbohatera i jak to wpływa na postrzeganie jego wizerunku i sprawy finansowe. Wtem dostrzega biegającego Jonaha. W tym momencie dochodzi do nieoczekiwanego, bo spod ziemi wypada całe mrowie przedstawicieli złej społeczności Marvela. Począwszy na jego ulubionych przeciwnikach, a skończywszy na pierwszej lidze jak Doom, czy Loki. Peter rzuca aparat i wdaje się w bójkę, która doprowadza do pogromu złoczyńców. Jameson klęka przed Spider-Manem i całuje go w stopy, przepraszając za wszystko. Parker dostaje nagrodę za uwiecznienie tej sceny na fotografii. W czasie gali na salę wpada doktor Sloan, który obwieszcza, że notatki Petera są recepturą na super lek, za co należy się przyznanie doktoratu. Do idyllicznego klimatu dorzuca się Nathan, przyjaciel jego ciotki, który wpada o własnych siłach, twierdząc, że mikstura wyleczyła mu nogi. Prasa rzuca się na Petera, który ucieka przywdziewając robocze, pajęcze ubranko. Po chwili wpada na fetę urządzoną na cześć najlepszego bohatera, gdzie czeka na niego burmistrz z kluczami do miasta, oraz F4 i Avengers. Grupy bohaterów kłócą się między sobą, do kogo ma przystać Spider-Man. Pajączek rozdziela asystowanie bohaterom na poszczególne dni tygodnia, gdy całe zajście przerywa Kapitan Ameryka. W niezniszczalnej tarczy odbija się wizerunek Spider-Mana, ale nie jest to maska, a twarz Petera Parkera. Ekipa (to naprawdę żenujące) odwraca się od niedoszłego idola wszechświata z powodu: "to nie pająk, ale chłopaczek". Nie pomaga opowieść o radioaktywnym pająku i pozostałe tłumaczenia.
Okazuje się, że to były tytułowe marzenia na jawie Spider Petera, które przerywają krzyki dochodzące z dołu. Grupa oprychów zaczepia mola książkowemu, ale na szczęście dochodzi do szybkiej interwencji naszego marzyciela. Spider sentencjonalnie zachęca chłopaka do nauki, ale radzi nie zapominać o świecie dookoła. Okularnik dziękuje za pomoc rozanielonym wzrokiem goniąc odchodzącego bohatera. W jego myślach pojawia się obraz Spider-Mana w okularach...
Historia zaprezentowana w dzisiejszym numerze jest może i ciekawa (mowa o głównej opowieści), ale czytana po latach niestety troszkę odsłania swój archaiczny charakter. Sama walka nie budzi totalnie żadnych emocji, a jedynym plusem jest zdolność Myśliciela. Możliwość przechodzenia między zapasowymi ciałami daje okazję do długiej historii, w której złoczyńca ciągle wymyka się wrogom. Jak wspomniałem, niestety nie doczekałem się kontynuacji. Wątek między Lance'm i Amy bardziej denerwuje niż cieszy, ale wiadomo, że to tylko przerywnik mający na celu pokazanie zwykłych problemów Petera. Jeśli jesteśmy już przy nich, to niezbyt dobrze wypada historia ze studiami. Najpierw mamy chęć powrotu i niepewność co do tej możliwości. Później pojawia się radość ze zdanego egzaminu, która uskrzydla naszego bohatera. Sprawę kończy niezrozumiała decyzja o rezygnacji z dalszej nauki. Przepraszam. Jest jeszcze potworek o marzeniach sennych, który poziomem żenady sprawia, iż coś chodzi mi po kręgosłupie i niebezpiecznie zmierza w kierunku, o którym przez grzeczność nie wspomnę. Wsadzony na siłę epizod o Peterze wymądrzającym się przed chłopakiem, będącym typem kujona. Ten sam Peter, który przed chwilą zrezygnował ze studiów. Takie to niepoukładane...
Jest jeszcze jeden element, który zasługuje na naganę, chociaż jest to znak czasu przywołujący raczej uśmiech. Mowa o tłumaczeniu i błędach jakich dopuszczono się w tym zeszycie.
Pierwszy pochodzi z 8 strony, kiedy Myśliciel mówi "żaden superman nie mógł mi przeszkodzić"
Na stronie 34 kiedy Spider-Man zakrada się do kościoła przejętego przez terrorystów, narrator opisuje "tylko on... bo umie poruszać się jak błyskawica. Superman!"
Zaraz potem na 38 stronie w redakcji "Dnia" (Daily Bugle), Peter spotyka Bena "Ulricha", zamiast Uricha.
Nie lepiej radzi sobie końcówka "Marzenia na jawie". Peter rozmyśla nad rolą pogromcy, który ma tyle samo wad i zalet. Gwiazdka odsyła nas do komentarza, który podpowiada, że "potem rozpocznie się pewna współpraca". Nasz bohater snuje jeszcze opowieść jakim to jest wilkiem samotnikiem, a jako pogromca miałby więcej kasy i Jonah by go szanował. Trzeba wspomnieć, że równocześnie wydawany był komiks Punisher, którego miano w naszym pięknym kraju brzmi "Pogromca". Pod taką nazwą pojawił się w numerze z Octopusem. Jonah nie szanowałby Punishera, który powszechnie uważany był za mordercę. Z tą kasą też nie przesadzajmy u Franka. Tutaj raczej chodzi zresztą raczej o status. Frank też jest samotnikiem. Chodzi tutaj o członkostwo w Avengers i bycie jednym z drużyny, o czym można przekonać się później. Kiedy Spider widzi komitet powitalny na 47 stronie, zaczyna wymieniać "Fantastyczna Czwórka! Pogromca! Burmistrz! Komitet Powitalny!". Oczywiście obok burmistrza i F4 widzimy członków Avengers. Po chwili Iron Man w uznaniu jego zasług ogłasza "mianujemy cię Pogromcą", który to tytuł występuje jeszcze raz w ustach Petera. Później mamy oskarżanie Petera, o to, że jest chłopaczkiem a nie Pająkiem i sam zainteresowany tłumaczący, że jest człowiekiem, ale próbuje być porządnym Spiderem. Takie urocze drobnostki...
Dwója z plusem... Plus jest za Myśliciela.
Doctor Octopus na wolności zmywa sen z powiek biednemu Peterowi, jednak to nie on jest największym zmartwieniem naszego bohatera. Bardzo ciekawy temat pod rozważania, ale nie pierwszy już raz okazuje się, że działanie superbohatera doprowadza do stworzenia super łotra. Tym razem dowiemy się jak powstał kolejny z Goblinów. Historia rozgrywa się już pewien czas po słynnych przepychankach z Green Goblinem, który jak wiemy sprawił wielka wyrwę w życiu Parkera. Gwen Stacy zginęła, co ponownie wyznaczyło kurs dla Spider-Mana. Skoro Norman Osborn ma przerwę, nadszedł czas by autorzy powołali do zatruwania istnienia Pajączka, kogoś innego. Zanim przejdę do samego numeru to podkreślam, że uwielbiam okładkę z nowym bandziorem rozrywającym strój Człowieka Pająka. Wydawnictwo na tym etapie działania popełniało jeszcze sporawe błędy. Zamiast Hobgoblina mamy Diabelskiego Trolla, a wspomniana Gwen Stacy opisywana jest ponownie jako mężczyzna.
Spider-Man 3/1990: „Powrót zła”
„Diabelski troll znów się odgraża”
Scenariusz: Roger Stern
Rysunki:
John Romita Jr.
Tusz: John Romita Sr.
Tusz: John Romita Sr.
Kolor: Andy Yanchus
Okładka: John Romita Jr.
Okładka: John Romita Jr.
Kolejny odcinek zaczyna się od
uderzenia z grubej rury. Okazuje się, że ciocia May ma adoratora.
Nathan Lubensky (w wersji TMSEMIC nazywa się Lubański) pomaga
sympatycznej starszej pani sfinansować i zalegalizować pensjonat
dla starszych. Nowa sytuacja dla Petera, który jak dobrze wiemy
przez całe życie myśli o swoim zamordowanym wujku. Czy ciocia ma
prawo do nowej miłości? Czy odnajdzie szczęście w nowym zajęciu?
Kiedy trójka postanawia uczcić podpisanie dokumentów z bocznej
uliczki pełnym gazem wyjeżdża auto. Petey błyskawicznie wyciąga
towarzyszące mu osoby niemalże spod kół. Policjant z
przejeżdżającego radiowozu pyta się o stan zdrowia starszej pary
i zdradza, że pędzącym samochodem uciekają bandyci, którzy
napadli na bank. Co za czasy, napady na bank ciągle w modzie –
Dziki Zachód!
Peter zostawia ciotkę i jej
przyjaciela, po czym wskakuje na dach by przywdziać wygodniejsze do
pościgu ciuszki. Idzie na łatwiznę i pomaga sobie pędzącym
radiowozem, podróżując na jego dachu. Nie zapomina o zamocowaniu
aparatu fotograficznego. Spider-Man przeskakuje na umykający pojazd
i doprowadza do jego koziołkowania. Dwóch bandytów zostaje
wyeliminowanych, ale trzeci ucieka w podwórka. Wydaje się, że nie
ma drogi ucieczki, ale bankowy rabuś próbuje wykorzystać ostatnią deskę
ratunku, czyli świecę dymną. Spider przedostaje się przez warstwę
dymu i zastaje pusty zaułek. Uciekinier czerpie z chwili wytchnienia,
odnajduje właz i chowa się w ciemnościach kanałów. Tam gubi
tropiącego go prześladowcę.
Kiedy Spidey składa zeznania policji
ciemnoskóry łotr przypadkiem odkrywa tajne pomieszczenie. Lampy
rozświetlają korytarze i doprowadzają go do kryjówki Green
Goblina. Znajduje tam poza strojem, istny arsenał broni, a także
notatki spisywane przez Normana Osborna.
May niepokoi się o Petera, który nie
dał rady się z nią skontaktować, a popędził w nieznanym kierunku, nie tając wzburzenia. Parker dostaje całkiem niezłą
kasę za zdjęcia z ostatniej akcji, ale tylko dzięki Robbiemu i
nieobecności Jonaha, który jak wszyscy wiedzą do hojnych nie należy. Robbie to naprawdę równy gość, który
proponuje fotografowi podwózkę do Forest Hills.
Tymczasem bandzior pokazuje kryjówkę
tajemniczemu mężczyźnie w długim płaszczu i kapeluszu
skrywającym twarz w cieniu. Jego tożsamość pozostaje dla nas tajemnicą.
Mężczyzna postanawia załadować wszystko do furgonetki i zatrzeć
wszelkie ślady ich bytności.
Robbie i Peter odsłuchują radiowy
komunikat o włamaniu do magazynu Osborna, gdzie natychmiast wiedzeni
reporterskim obowiązkiem ruszają. Na miejscu zastają Bannona,
fotografa będącego rywalem Parkera. Magazyn jest zniszczony, a
szybka obserwacja pomieszczeń przez Petera niestety potwierdza jego
obawy. Uciekinier odnalazł kryjówkę Osborna i zaciera ślady. Do
Robertsona dodzwania się zaniepokojona May, która w końcu
odnajduje zaginionego chłopaka.
Tymczasem tajemniczy gościu w
kapeluszu wysadza w powietrze furgonetkę z ciemnoskórym facetem w
ramach usuwania dowodów. Możemy popatrzeć na kadry ukazujące
uzbrojenie jakie pozyskał i przeczytać peany na cześć geniuszu
Normana. Wreszcie Diabelski Troll (Hobgoblin) prezentuje nam się w
pełnej klasie na „koźle-ślizgaczu” (Goblin Glider).
Hobgoblin wykorzystując swój
potencjał penetruje kolejne kryjówki Normana Osborna. W ostatnich
tygodniach było takich akcji pół tuzina. Na miejsce kolejnego
rabunku przybywa Harry, który podpowiada funkcjonariuszom, że jego
ojciec był mistrzem w sekretach i niekoniecznie da się odnaleźć
sens w tych wydarzeniach, już na pewno nie będzie to proste.
Sprawca całego zamieszania zdobył
niewykorzystany wóz bojowy, będący kwaterą główną na kółkach
i trzeba przyznać, że wygląda imponująco. Zamaskowany Goblin
zdradza nam swoją awersję do Pajączka.
Jeśli już mowa o naszym „Robaku”
to chłopak ma dobre serce i odwiedza znaną nam z pojedynku z
Juggernautem – Madame Web. Kobieta ma nadal zanik pamięci co nieco
podnosi Petera na duchu, gdyż jego tożsamość pozostaje tajemnicą.
Ciekawostką jest, że nagle Web każe włączyć radio gdzie podają
informację o kolejnym włamie. Kiedy Spider-Man wymyka się przez
okno i dziękuje Web za przypadkową pomoc, nie zauważa tajemniczego
uśmiechu na ustach przyjaciółki. Czyżby rzekoma amnezja była
kolejną przysługą dla Petera?
Lance Bannon cyka fotki Amy Powell na
wystawę, ale podniecająca inscenizacja nie daje oczekiwanych
efektów. Amory nie znajdują finiszu, gdyż fotograf musi zająć
się wieczorem pracą i odmawia Amy na propozycję kolacji. Oburzona
dziewczyna wychodzi trzaskając drzwiami.
Zaganiany Petey znajduje w końcu czas
na prysznic i pranie. Pajączek obawia się, że Green Goblin mógł
zdradzić jego tajemnicę w skrzętnie sporządzanych zapiskach.
Nawet to nie powstrzymuje go przed długo odkładanym snem. Po
dziesięciogodzinnym odpoczynku w rolę budzika wchodzi telefon. Amy
Powell próbuje poderwać kolejnego fotografa z Daily Bugle. Z marnym
skutkiem, bo jak wiemy superbohaterowie przedkładają swoje
obowiązki nad latanie za blond lalkami.
Spider-Man penetruje znane mu miejsca,
w których mógłby się ukryć fan zielonego straszydła. Wreszcie
natrafia na podróbkę swojego mrocznego nemezis.Przeciwko podstępnym
sztuczkom latającego stwora Pająk używa wszystkiego co znajdzie w
zasięgu ręki. Hobgoblin doświadcza prawdziwej udręki, bo jego
przeciwnik radzi sobie doskonale, choć dla obserwatora z boku, można
by rzec – przypadkowo.
Morderca widzi, że koniec i zdemaskowanie
jest już bliskie. Strzela w rurociąg gazowy i kiedy Peter ratuje
okolicę przed zniszczeniem, pokonany łachmyta czmycha jak zając.
Postanawia odkryć jak Normanowi udawało się staczać tak
równorzędne pojedynki ze Spider-Manem i zrewanżować się
zwycięzcy. Myśli Petera zdradzają, że niektóre rzeczy dzieją
się niezależnie od jego starań. To pogmatwane życie jest bardzo
trudne, nie wspominając o jego dwoistości. Spidey zastanawia się
czy może być gorzej... ahh gdybyż zobaczył przyszłość :)
Na koniec mamy „strony premiowe”
gdzie jest krótka humoreska na temat: co by było gdyby przeciętniak
mógł choć na chwilę stać się SUPER?
Start Hobgoblina nie był dla niego
szczęśliwy, ale wykreowano fajnego wroga dla Spider-Mana. W tym
kostiumie wystąpiło kilku osobników. Swój „raz” miał nawet
Deadpool, ale jakoś nie przypadła mu ta rola do gustu. Opowiastka
bez porywu i nie można dać więcej niż 3,5. Może podnieść się
krzyk, ale mając w głowie przyszłe dzieje ponownie się
powstrzymuję przez zawyżaniem, a względem Pajączka jestem bezlitośnie surowy, ale to z sympatii ;)
Drugi odcinek przygód Pajączka to naprawdę mocne uderzenie. Cały numer dotyczy rozwalania i bezskutecznych prób powstrzymania chodzącego czołgu. Zazwyczaj spotykany był w towarzystwie X-MEN, ale kiedy innych zabraknie na straży miasta stoi wasz towarzyski przyjaciel z sąsiedztwa. Mówi się, że głową muru nie przebijesz, ale ten kto wymyślił to powiedzenie nie czytał komiksów, a już na pewno nie spotkał się z Władcą Murów (polskie określenie pseudonimu Juggernaut to tylko jeden z językowych/rzeczowych smaczków/błędów zawartych w tym numerze)!
Spider-Man 2/1990 "Nikt nie zatrzyma Władcy Murów" "Schwytać Władcę Murów"
Scenariusz: Roger Stern
Rysunki: John Romita Jr
Tusz: Jim Mooney
Kolor: Glynis Wein
Zaczynamy od widzenia, którego
doświadcza Madame Web – wróżka. Jeśli ktoś oczekuje
biuściastej fruwającej panienki w postrzępionym wdzianku to
niestety zawiedzie się. Web to starsza, niewidoma pani przykuta do
fotela podłączonego do różnorakiej elektroniki. Fotel pełni dwie
funkcje: okna na świat i podtrzymywania życia. Wróżka potrafi
przewidzieć przyszłość, ale jej wizje nie zawsze są precyzyjne.
Najnowszy sen dotyczy starcia demona z pająkiem. O ile uosobieniem
insekta jest Spider-Man, o tyle mroczna istota to rogata czarna
plama.Walka kończy się porażką Spidera przywalonego gruzem i
śmiercią Madame Web. Przebudzenie przynosi szansę, z której musi
skorzystać, kontakt z jedyną osobą mogącą jej pomóc.
Pogrążonego we śnie Petera Parkera
budzi telefon. Któż to może dzwonić myśli Piotruś i pierwszym
pomysłem jaki przychodzi mu do głowy jest wróg, który wie, że
jest Spiderem. Nie wiem czy się śmiać bo to taki żarcik, czy
infantylizm tamtych czasów. Telefonującą osobą jest Web
informująca o zagrożeniu i w sumie z prośbą o pomoc. „To nie
będzie dobry dzień” - normalnie prorok.
Do portu w nowym Jorku wpływa jacht
zwany super motorówką, przewożący brodatego Toma Cassidy'ego. Do
luksusowej kajuty, razem z drzwiami wkracza żądny walki Juggernaut
(Cain Marko). W jego potężnej sylwetce możemy upatrywać czarnego,
mrocznego demona z wizji wróżki. W czasie rozmowy między
mężczyznami Cassidy ostudza zapał towarzysza przypominając mu o
X. „Pamiętaj o „X” już raz ci się nie udało” na obrazku
widnieje piątka członków X-MEN. Juggernaut dostaje zlecenie na
Web, na której można zbić bombowy interes, nie czeka jednak aż
dobiją do portu, tylko wyskakuje za burtę i rozpoczyna
niszczycielski marsz przez Nowy Jork.
Peter trafia do redakcji „Dnia”
(Daily Bugle) gdzie poza pracownikami spotyka dawną znajomą, Betty
Brant, a właściwie już Betty Leeds, byłą dziewczynę dla
ścisłości. Dawni zakochani wyjaśniają sobie niezbyt udane
rozstanie, kiedy rozmowę przerywa telefon od Madame Web,
informującej o miejscu pojawienia się Juggernauta. Gigant niszczy
wszystko na swojej drodze, nie zważając na życie ludzkie i tak do
końca komiksu.
Pojawia się jednak czynnik, który
mocno uraduje Cię drogi czytelniku. Na scenę wkracza zdumiewający
Spider-Man! Niestety nie jest w stanie powstrzymać wielkoluda.
Odbija się od niego jak piłka, sieć powstrzymuje pole siłowe
wokół niszczyciela, nie skutkuje rozpięta pajęczyna między budynkami,
ani dziura wyrwana dziura w asfalcie. Głupi pomysł, bo co niby
miałoby zdziałać wpadnięcie do kanałów, chyba uduszenie smrodem
jedynie. Nadszedł czas na bezpośrednią prezentację. Juggy nic nie
robi sobie z Pająka i ściąga go z siebie przechodząc przez
ścianę.
W zdemolowanym budynku Spider-Man podnosi się z
pierwszego upadku. Bardzo dobrze bo właśnie dzwoni do niego telefon. Web
informuje go o słowie „Cyttorak”, które dla Petera coś znaczy, a zdecydowanie wskazuje na potęgę z jaką przyszło mu się zmierzyć. O Cyttoraku usłyszał od Dr Strange'a. Do niego udaje się po pomoc, a
Web w tym czasie szuka kontaktu z Pogromcą i Fantastyczną Czwórką.
O ile rodzinka z cyferką jest faktycznie na ilustracji, o tyle pod
hasłem Pogromca znajdujemy Kapitana, Thora, Wasp i Iron-Mana czyli
Avengers.
W centrum Manhattanu stoi dom potężnego
maga, którego niestety nie ma na miejscu. Tylko służący Wong
ogarnia kurze w mieszkaniu. Nie kojarzy niestety Juggernauta, ale wie,
że ”X” z nim walczył. Rozumiecie, chodzi ponownie o X-MEN.
Ponowny telefon od Web informuje o tym, że nie ma nikogo kto mógłby
pomóc.
Nic nie jest w stanie zatrzymać Władcy
Murów, ani policja, ani specjalna policja, żadna policja... Chodzi o wyjątkowy
oddział Krisa Keatinga, który stawiał opór Hulkenowi. Komu? Tutaj
uraczono nas całkiem oryginalną odmianą imienia Hulk. Cain
przechodzi przez nich i wkracza do kamienicy gdzie swoje pułapki
porozstawiał Spider-Man. Milion voltów także nie robi na nim
wrażenia, ani Pająk rozbryzgany na ścianie. Walka przebiega
zgodnie ze scenariuszem ze snu - cel osiągnięty. Wyrywa przerażoną
wróżkę z fotela, która natychmiast wiotczeje w jego mocarnych
ramionach. Ledwo przytomny Peter informuje go o specjalnych
właściwościach fotela. Juggernaut na wieść o nieużyteczności
kobiety rzuca nieruchomym ciałem jak szmatą i wychodzi. Spider
metodą usta-usta próbuje uratować traganą konwulsjami Web.
Przybywa policja i ambulans. Peter wyrzuca sobie, że nie udało mu
się pomóc, podobnie jak w przypadku stryjka (chodzi o wujka Bena) i
Gwena (chodzi nie o dawnego chłopaka, brata czy ojca, tylko o
dziewczynę Gwen Stacy). Postanawia zemstę.
W połowie komiksu mamy kartotekę
Spider-Mana i opis konstrukcji sieciowodów, zwanych również
sieciosplotami.
Parker w kostiumie podąża śladami
zniszczeń. Wciąga Juggernauta na teren budowy strzelając w niego
metalowymi belkami, które po złapaniu zostają skręcone w
kokardkę. Moloch (z taką nazwą Juggernauta także można się
spotkać) wyrywa kawał ściany razem z Pajączkiem. Następnym
pomysłem na pokonanie przeciwnika jest kula do wyburzania domów.
Peter rozkręca ją wokół siebie i ciska w nieporuszonego wroga.
Trzy tonowa kula zostaje odbita jak piłeczka i uderza w sąsiedni
budynek, który zwala się obu walczącym na głowy. Spider-Man chowa
się w ogromnych rurach leżących na zamkniętym terenie. Kiedy kurz
opada, wychodzi na powierzchnię i dowiaduje się, że kolega
wydostał się wcześniej.
W biurze „Daily Bugle” dochodzi do
starcia fotografa Bannona z dziewczyną. Scence przyglądają się
Gloria i Betty. Lance Bannon szybko przechodzi do innego obiektu,
ale przerywa mu Jonah, wysyłając go nad rzekę Hudson. Nikomu nie
udało się zdobyć dobrych fotografii z walki Juggernauta ze
Spider-Manem.
Wyżej wymienionych panów obserwuje
przez lornetkę Tom Cassidy. Niestety nasz pajęczy ulubieniec ma problemy,
ponieważ skończyły mu się zapasy pajęczyny. Wykorzystuje, że
nieprzyjemny kierowca (poznawszy możliwości bohatera) ucieka i
wsiada do ogromnej cysterny z benzyną. Starcie ciężarówek.
Ogromna eksplozja stawia nabrzeże w płomieniach. Nikt nie może
przeżyć czegoś takiego, nikt poza Władcą Murów. Pozostał jeden
desperacki krok. Peter rzuca się na plecy kolosa i próbuje zerwać
mu hełm z głowy. Ponowna porażka kończy się tym, że pozostając
na plecach zakrywa wizjer, oślepiając w ten sposób Juggernauta,
który okładając natrętnego robala wchodzi w świeży cement
wylany pod fundamenty. Dwunasto-metrowe bagno wciąga
niepowstrzymanego dotąd olbrzyma.
Poobijany Peter dostarcza do redakcji
genialne zdjęcia, jedyne jak się okazuje, jakie zostały zrobione.
Z redakcji gna do szpitala gdzie odwiedza odzyskującą przytomność
Web. Okazuje się, że wróżka utraciła pamięć, a tajemnica
Petera jest bezpieczna.W porcie, Cassidy obserwuje nabrzeże i
policjantów czyhających na ponowne pojawienie się Juggernauta.
Nikt nie wyszedł, czyżby został powstrzymany na zawsze? Niestety
nie poznaliśmy odpowiedzi na to pytanie.Na końcu numeru znajduje się rysunek
przedstawiający mieszkanie Parkera z rozstawieniem mebli.
Rysunki są na dobrym poziomie, jedynie
Juggernaut jest troszkę zbyt obły i infantylnie narysowany. Jakoś
tak mało groźnie mimo tego co robił na ulicach Nowego Jorku.
Historia jak historia. Nie ma się czego doszukiwać w nawalance
przez cały numer. Tak naprawdę dałoby się go opisać w dwóch
zdaniach, a może i w jednym.
Język jakim operują bohaterowie
komiksu jest nieco archaiczny i kilka razy mnie poraził. O pomstę
do nieba wołają za to błędy w tłumaczeniu i nikła wiedza na
temat oryginalnych historii. Kilka wymieniłem w powyższym opisie,
ale pewnie i tak coś przegapiłem. Pogromca – Avengers to chyba
wkradł się ze względu na promocję drugiego tytułu :) Niewybaczalne jest zrobienie z Gwen
Stacy faceta, ale zostawmy już ten przykry incydent.
Mimo wszystko nie jest tak źle, jeśli
chodzi o opowieść o spacerze ulicami amerykańskiego miasta. Komiks
dostaje tróję, ale za te błędy powinna być dwója.
Czerwiec 1990 roku opisywałem już wielkrotnie. Przy okazji premiery Punishera, lub historii TMSemica rozczulałem się nad widokiem okładek Marvela w kiosku. Obok wyżej wspomnianego numeru pojawił się „The Amazing Spider-Man”. Przez co poruszyło się serce młodego czytelnika? To okładka poraziła swoją kolorystyką i bogactwem herosów Marvela. Choć nie znałem na przykład Nightcrawlera z X-MEN, to już Hulk, F4, Iron-Man, Thor i Kapitan Ameryka coś mi mówili. Najlepszy był jednak superbohater z centralnego miejsca, czyli sam Spider-Man.
Wszystko wskazywało, że ten komiks
jest właśnie dla mnie. Już wewnętrzna część okładki ukazująca
Spider-Mana z wycelowanym w czytelnika palcem potwierdza moje
odczucia. Drugim i trzecim elementem są historie dodatkowe. Pierwsza
przedstawia przemyślenia Petera na temat wydarzeń, które sprawiły,
że został herosem. Możemy poczuć się jak adresat tych myśli,
jako uczestnik rozmowy, choć raczej przypomina to zwierzenia na
fotelu terapeutycznym. Druga opowiada o chłopcu, który jest fanem
cudownego Spider-Mana. Jego marzenie się spełnia i ma możliwość
poznania swojego idola. W tym momencie to każdy z nas jest małym
Timem. Jest jeszcze drugi wymiar tej historii, ale o tym później.
Spider-Man z tamtych czasów jet może
nieco naiwny, szczególnie w odniesieniu do późniejszych,
dramatycznych i mrocznych wydarzeń. Nie jesteśmy jednak pozbawieni
widoku śmierci i nastroju zagrożenia. Komiks bawi nas wyśmienicie,
zarówno na płaszczyźnie przygodowej, jak i w oparciu o dowcip
głównego bohatera. Pierwszy numer może nie jest historią wybitną,
ale zapoznajemy się nie tylko z Peterem Parkerem, ale też z jego
okrutnym przeciwnikiem Dr Octopusem (kto by kiedyś pomyślał co
połączy te dwie postacie) i Punisherem. Zapraszam na szaloną jazdę
na pajęczynie!
Spider-Man 1/1990 „Spider-Man wróg
publiczny” „Niełatwo być Spiderem” „Mały wielbiciel
Spider-Mana”
Scenariusz: Dennis O'Neil, Stan Lee
Rysunki: Frank Miller, John Romita
Historie otwiera okładka „Daily
Bugle” przedstawiająca Spider-Mana z wielkimi zębiskami i tytułem
„Spider-Man. Człowiek-Pająk: Wróg publiczny?”. Brak dobrych
tematów powoduje, że Jonah sięga po oklepane slogany. Robertson
wskazuje jednak, że ciągłe oczernianie Pająka sprawia, że spada
poczytność gazety. Pozostaje liczyć na temat, do którego wysłano
Uricha i Parkera.
Nie tylko dziennikarze polują na
historię o fantastycznym magiku. Na dachu przyczaił się Frank
Castle, czyli polujący na bandziorów i wymierzający karę na
własną rękę Punisher. Nie inaczej jest tym razem. Zabójca
zasadził się z karabinem snajperskim i zdradza nam, że czasami nie
przebiera w środkach.
Pięćdziesiąt metrów niżej odbywa
się pokaz „ofiary”, którą jest Wielki Turhan. Ma on
zaprezentować przed oczami widzów i prasy „chwyt śmierci”.
Wśród obserwatorów przebywa nasz nowy znajomy, fotograf Peter
Parker. Zdradzam ogromną tajemnicę: Peter Parker to Spider-Man, a
jego pajęczy zmysł ostrzegający przed niebezpieczeństwem, daje
wyraźne sygnały. Dotyk faktycznie wpędza biedną dziewczynę w
stan śpiączki, a Turhan zapowiada, że brak kolejnego impulsu
zabije nieprzytomną biedaczkę w ciągu trzech dni. W tym momencie pada strzał
przeszywający pierś czarodzieja.
Peter szybko ustala trajektorię lotu
pocisku i w biegu przebierając się za swoje drugie wcielenie,
podąża na dach. Czerwone światło demaskuje w uciekinierze
Pogromcę (Punishera). Dochodzi do pojedynku między dwoma
mężczyznami, którzy mają odmienne zdanie na temat walki z
przestępczością. O dziwo okazuje się, że Franciszek jest co
najmniej tak zwinny jak Pajączek, zna wszystkie jego słabe strony i
wykorzystuje tą wiedzę. Najpierw unika wystrzeliwanych sieci, a
następnie dwoma strzałami pozbawia Spider-Mana miotaczy pajęczyny.
Potem jest jeszcze gorzej. W myśl zasady „cierpliwość drogą do
sukcesu” wybiera odpowiedni moment w czasie karkołomnych skoków
przeciwnika i trafia go obezwładniającą kulą. Punisher dokłada
jeszcze granat gazowy i bezpiecznie opuszcza miejsce przestępstwa.
Jakież było moje zdziwienie kiedy pierwszy raz oglądałem ten
pojedynek. Wspaniały Spider-Man uległ gościowi z pistolecikiem?
Muszę przyznać, że Castle z tego numeru i ze swojej serii
opisywanej w innym dziale różnią się nieco od siebie. Peter
dochodzi do siebie i obserwuje miejsce zbrodni gdzie karetka zabiera
umierającą dziewczynę i ciało martwego magika. Urich w tym czasie
dzwoni z fascynującą historią do Jonaha.
Pierwsza strona „Daily Bugle” ma
tytuł „Śmierć Guru” i wspaniałą fotografię Parkera
przedstawiającą ten moment (jakoś nie wyobrażam sobie czegoś
takiego w kiosku). Robertson zaczepia smutnego Petera, który
wyjawia, że powodem jego nastroju jest stan dziewczyny.
Przejdźmy do jakiegoś innego, może
weselszego miejsca. Na skraju miasta, w kostnicy mężczyzna z
personelu postanawia zapoznać się bliżej z denatem. Znajduje
pierścień na palcu i z nim również chciałby poznać się lepiej.
Niestety jest to krótka chwila, bowiem okazuje się, że w
pierścieniu ukryty jest zatruty szpikulec. Zachłanność nie
popłaca, o czym możemy się przekonać obserwując leżącego na
posadzce otrutego złodzieja. Nie jest on jedyną osobą ostrzącą
sobie zęby na biżuterię. Punisher domyślił się na czym polegała
magia Guru i postanawia dowiedzieć się jak pomóc dziewczynie. Żeby
zbadać truciznę i samemu sobie nie zaszkodzić, che posłużyć się
nożem. Kostnica nigdy wcześniej nie mieściła tylu żywych.
Metalowe macki atakują bezradnego, wobec takiej formy agresji
Pogromcę. Dr Octopus wykrada ciało magika i zapowiada, że jego
działanie zapełni to miejsce.
Spider-Man odwiedza towarzysza umrzyka,
który asystował Turhanowi w „chwycie śmierci”. Ucieczka
zdradza nieczyste sumienie i kończy się przywiązaniem głową w
dół do żyrandola (mocny musiał być). Asystent zdradza to co my
już dawno wiemy, czyli sekret pierścienia. Dowiadujemy się także,
że przesłuchiwany miał udać się z bratem na nabrzeże by zawieźć
tam rzeczy Turhana. Peter dociera do kostnicy gdzie dowiaduje się o
kradzieży ciała. Urich telefonicznie przekazuje Jonahowi najnowsze
wieści.
Pierwsza strona „Daily Bugle”
zmienia się po raz kolejny. Zdjęcie Franka, dopełnia tytuł
„Punisher grasuje – czyli Pogromca znowu w akcji”. Jonah nie
jest do końca zadowolony. Wietrzy mocne rozwinięcie tej historii i
posyła swoich ludzi niczym psy gończe za historią. Jest taka
ciekawostka, że jeden z nich strasznie przypomina mi Olsena z
komiksów o Supermanie.
Na nabrzeżu jeden z towarzyszy Turhana
wrzuca żółty pojemnik do wody. Zaraz potem dostaje w zęby od
Punishera, który w akcie miłosierdzia daruje mu życie (ale ja
myślę, że nie miał czasu by poświęcić mu chwilkę) i wskakuje
w ślad za pojemnikiem. Pod wodą z otworzonego włazu wystają
znajome macki przechwytujące tajemniczy przedmiot.
Przenosimy się do domu burmistrza,
którego wybudza ze snu pilny telefon. Głos po drugiej stronie
należy do Dr Octopusa, który informuje, że zamierza uśmiercić
pięć milionów mieszkańców miasta. Niezbyt miły doktorek
zamierza dokonać tego między piętnastą a osiemnastą (ten typ
będzie kiedyś Spider-Manem). W czasie tej miłej pogawędki, zmoczony pan Castle zdołał
wycelować swoją broń w terrorystę. Nie przerywając rozmowy
Otto Octavius powstrzymuje przyczajonego Pogromcę i odurza go
pozyskaną trucizną.
Na szczęście dla Franka, w pobliżu
coś chrobocze :)
Spider-Man przebija się przez ścianę i atakuje
zaskoczonego Octaviusa, który szybciutko wykazuje się bystrością
umysłu. Pajączek ma do wyboru: pochwycenie bandziora lub
uratowanie umierającego Punishera. Posługując się notatkami
Octopusa próbuje stworzyć odtrutkę, jednocześnie unikając ataków
otumanionego Pogromcy. Peter dzięki znajomości chemii pomaga
mężczyźnie z czaszką na piersi, po czym dzwoni do Jonaha z
najświeższymi informacjami.
Po tym telefonie mamy facjatę Otta na
pierwszej stronie poczytnej gazety i tytuł „Pięć milionów
umrze. Dr Octopus zagraża miastu”.
Spider-Man dostarcza odtrutkę do
szpitala, co z kolei ratuje życie dziewczynie, która ucierpiała po
„chwycie śmierci”. Nadszedł czas na ratowanie miasta. Pajączek
domyśla się czemu doktor wspomniał akurat o uśmierceniu
konkretnej liczby pięciu milionów i gdzie powinien szukać
mordercy.
Jameson ogląda przygotowania do druku
najnowszego numeru gazety. Całe pięć milionów egzemplarzy napawa
go dumą. Tymczasem pojawia się Dr Octopus, który postanowił
wcielić swój zabójczy plan w życie. Trucizna, która przenika z
łatwością przez skórę i zabija przez dotyk. Otto przybył by
zmieszać ją z farbą drukarską i kiedy już prawie wkłada
pojemnik w odpowiednie miejsce, dostaje kopniaka w zęby. Dalej
możemy obserwować potyczkę wśród urządzeń i akcesoriów
drukarskich. Dostaje się też Jonahowi, którego ratuje Pajączek, a
od którego wybawca nie doczeka się wdzięczności. Peter
wykorzystuje ramiona Octaviusa, które pakuje prosto w prasę.
Oszczędza jego nędzny żywot i zadowala się nokautującym ciosem w
szczękę.
Tymczasem na 43 nabrzeżu skrępowany
Punisher ma wizytę jegomościów w niebieskich mundurkach.
Ostatecznie poddaje się i oddaje w ręce stróżów prawa. Nie
zapomina oczywiście wspomnieć o zaletach przebywania w więzieniu.
„Dobrą stroną więzienia jest to, że nie brakuje tu
przestępców”.
„Daily Bugle” ma wreszcie swoją
wymarzoną pierwszą stronę. Zdjęcie Jonaha i Octopusa podpisano:
„Reporter ratuje miasto. Zatruta farba drukarska nie trafi do
gazet”. JJ triumfuje, ale jego radość jest przedwczesna.
Robertson wskazuje na ryzyko wynikające z takiej publikacji, bo czy
czytelnicy nie będą podejrzewali, że taki atak może się
powtórzyć? Strach spowoduje lawinowy spadek sprzedaży „Daily
Bugle”. Pozostaje powrót do Spider-Mana z zębiskami i tematu o
zagrożeniu z jego strony. Nie muszę chyba wspominać o ilości
zalegających egzemplarzy w kiosku?
Druga opowieść, to smutna spowiedź
Petera Parkera i jego zdołowane rozkminki na temat popełnionych
błędów. Przy okazji poznajemy historię Spider-Mana, począwszy od
ugryzienia napromieniowanego pająka, przez uszycie stroju i
zmajstrowanie sieciosplotów, pracę w show-biznesie, aż do śmierci
wujka Bena i choroby serca cioci May. Peter zadręcza się ciągłym
oszukiwaniem najbliższej mu osoby. Zdaje sobie jednak sprawę, że
po dokonaniu takiego wyboru i działalności jako Spider-Man -
pogromca bandytów, balansuje na krawędzi, a jego tajemnica podwójnej
tożsamości może się wydać wskutek jednego błędu.
Trzecia historia opowiada o spotkaniu
dziewięcioletniego chłopca imieniem Tim ze swoim idolem
Spider-Manem. Tim Harrison, poza zwykłymi zainteresowaniami dzieciaka
w tym wieku, zbiera dosłownie wszystko co dotyczy Pająka. Pewnej
nocy zostaje obudzony przez ulubionego superbohatera. Dochodzi do
prezentacji mocy ze strony Pająka i zebranych materiałów na temat
jego wyczynów, które pokazuje Tim. Wreszcie Spider opowiada jak
zyskał swoje cudowne zdolności i co popchnęło go do walki z
przestępcami. Na prośbę chłopca Spider-Man zdejmuje maskę i
zdradza, że naprawdę nazywa się Peter Parker. Tajemnica czyni z
nich przyjaciół na wieczność i jednocześnie wyciska łzy z oczu
Petera. Kiedy superbohater opuszcza pokój dziewięciolatka poznajemy
powód płaczu. Okazuje się, że mały Harrison przebywa w klinice
onkologicznej.
Pierwszy numer nie poraża swoją
przebojowością, ale nie jest też tragiczny. Z opisywanych przeze mnie premier, w Spider-Manie najbardziej rzuca się w oczy to, co nazywamy zębem czasu. Pewien
infantylizm postaci i dialogów czasami aż razi. Mimo tego, całość
nie pozbawiona jest uroku. Popatrzmy. Mamy wroga (Dr Octopus) z dobrą
intrygą (zatrucie 5 milionów osób) i występ postaci gościnnej
(Punisher), naprawdę nie jest źle. Sam Spider-Man choć dostał
łomot od Punishera, później radzi sobie bardzo dobrze. Dobrym
posunięciem polskiego wydania, było umieszczenie dwóch historii,
które nieco przybliżyły nam rodowód superbohatera. Jest to tylko
dodatek i nie wpływa w żaden sposób na moją ocenę. Warstwa
artystyczna zasługuje na pochwałę. Starcie z Octopusem dostaje
3,5.
Starcie z Ockiem kojarzę tylko z Essa o Punisherze. W czerni i bieli lepiej sie prezentuje. Ta druga krótsza historyjka to pewnia była wzorem dla 2 odcinków Spider-Man TAS. Skąd wogóle kojarzyłeś jakiekolwiek postacie Marvela przed premierą Semica?
OdpowiedzUsuńDobre pytanie. O kimś czytałem w jakimś piśmie SF, kilka widziałem na naklejkach choć ze zmienioną kolorystyką, jeszcze kogoś spotkałem w oryginalnym wydaniu, które ktoś zapewne przemycił :)
OdpowiedzUsuńMogłem nie wiedzieć co potrafią i nie znać świata, z którego pochodzili, ale wizualnie kojarzyłem i w różnych wariantach pojawiali się w historiach powstających w mojej głowie.
Może to nie będzie ściśle związane z powyższym tekstem (tak w ogóle bardzo dobrze napisane, gratuluje ;)) ale dla mnie świetną historią jest ta, w której Octavius porywa Felicię Hardy i na koniec zostaje obezwładniony przez wielki magnes. Nie wiem czy to oficjalne i pojawiło kiedyś w oryginalnej historii o pająku (nie znam komiksów, aż tak dobrze). To było chyba moje pierwsze spotkanie z Octopusem przy okazji jakiegoś czasopismowego komiksu. Doliczając do tego muszę także Spider-mana TAS ;)
OdpowiedzUsuńWow, zaskakująco nisko oceniłeś opowieść z Juggsem, u mnie ona jest w absolutnej czołówce Spider-Mana, ale, jak powszechnie wiadomo, gusta są różne.
OdpowiedzUsuńNie przypadł mi do gustu styl graficzny Romity Jr z tamtego okresu.
OdpowiedzUsuńJakoś mnie nie poruszyła ta historia. Było i minęło bez większej ekscytacji. Zapomniałem napisać, ale plusem jest, że Spider go nie rozłożył na łopatki, nie znalazł cudownego sposobu, który zakończyłby się zakuciem w kajdanki. Zatrzymał go na farcie i to w tym opowiadaniu duży plus.
OdpowiedzUsuńWolę późniejszego Romitę Jr, ale w tym numerze poza wspomnianym Juggym jakoś bardzo mnie nic nie razi.
Bardzo fajnie napisane. Pozdrawiam.
OdpowiedzUsuńDziękuję. Pozdrawiam również.
OdpowiedzUsuń