Jaka jest fabuła nowego filmu? Otóż nawiązuje on do albumu "Osiedle Bogów". Cezar nie mogąc sobie poradzić z potężnymi przeciwnikami, wpada na iście szatański plan. Postanawia wybudować wokół wioski niezwyciężonych Galów, rzymską metropolię. Krótko mówiąc cywilizuje leśne ostępy. Czy to może się udać? Przekonamy się w filmie. Dobra zabawa gwarantowana.
Ciekawostka!
Dawno dawno temu, no może nie aż tak dawno, napisałem krótką historyjkę nawiązującą do mojego opowiadania "Warsawa". Bohaterami tego dialogu są: Tak, który jest humanoidalnym muchomorem i Pieniek, który jest chodzącym pniem drzewa. Rozmawiają o pewnej opowieści, która powinna się Wam z czymś skojarzyć.
"Warsawa - opowieść bociana"
- Wiesz? - Zaczął Pieniek. - Mój dziadek opowiadał mi historię zasłyszaną w młodości od jednego bociana. Słuchasz mnie?
- Słucham, tylko szukam bałaganiarza. Co naopowiadał bocian?
- Przelatywał kiedyś przez daleki kraj i wszystko odbywało się jak zwykle, ale nagle zerwała się wichura. Musiał zboczyć z trasy przemoczony i zziębnięty, bo nie dało się kontynuować podróży. Kiedy unosił się grzejąc zmarznięte ciało, poczuł nadzwyczajny zapach. Tak jakby, wszystkie ryby świata wzbiły się do nieba wołając przelatujących wędrowców. Oczywiście ryby nie latały, a zapach dochodził gdzieś z dołu. Wygłodniały bocian sfrunął niżej i znalazł się nad niewielką osadą.
- Ludzką osadą?
- Pewnie, że ludzką. Ryby leżały na jakiegoś rodzaju straganie. Wcale nie było ich dużo, jednak woń była bardzo intensywna i nie mógł przelecieć obojętnie.
- Co było dalej? - Zapytał muchomor wychodząc z pustego szałasu.
- Bocian wykorzystując nieuwagę handlarza, schwytał rybę i zaczął uciekać. Zachłanność nie popłaca i zanim zdążył bezpiecznie się oddalić wpadł na człowieka, który nie uwierzysz, niesiony był przez dwóch innych na tarczy.
- Ale głupi ci ludzie. Mów, mów.
- Dalej rozpętał się koszmar. Ryba wypadła mu z dzioba i uderzyła innego jegomościa prosto w wąsatą twarz. Rozległy się krzyki i nie wiadomo skąd zleciało się pół wioski.
- Chcieli złapać bociana?
- Nie tam, bocian ich nie interesował. Zaczęli rzucać rybami, a potem czym popadło, aż skończyło się na ostrej bijatyce. Bocian uciekł ratując życie. Myślę sobie, że może ryby z tamtego kraju wariatów uciekły do naszej Wisełki.
- Jak nazywało się to miejsce?
- Ludzie mówili na nie Galia.
- Nie słyszałem, ale bocianom bym nie wierzył. Gadają głupoty, że dzieci przynoszą, a ci głupi ludzie jeszcze to powtarzają. O! Jest nasza zguba.
Zguba, którą oczywiście był Sawa, leżała na skraju polany. Pochrapywał po cichu, w stanie totalnego otumanienia i znieczulenia na wszystko. Po przewróceniu go na plecy poczuli odór alkoholowy nie mniejszy niż ten pochodzący z galijskiej wioski.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz