piątek, 16 grudnia 2016

Rogue One: A Star Wars Story - wrażenia po obejrzeniu filmu!

[Obrazek: rogueone_onesheeta_1000_309ed8f6.jpeg?re...&width=480]

Stało się. Mamy gotowy kolejny film ze świata Gwiezdnych Wojen. Po "The Force Awakens" fani na całym świecie mieli mieszane uczucia, ale większość na pewno czuła pewnego rodzaju niedosyt. Powodem była fabuła, której zarzucono powtórzenie tematu z Epizodu IV. Trudno się nie zgodzić, wiele elementów było odgrzaniem starego, chociaż w nowej oprawie. Tym razem było... podobnie. Nie tak samo, ale pewnego rodzaju schemat wciąż pozostał.

Sam film doprowadza nas do momentu, który doskonale znamy, dosłownie do chwili tuż przed "Nową Nadzieją". Stąd wiele podobieństw, a można się nawet pokusić o stwierdzenie, że duch pierwszej opowieści wypełnia Rogue One. Nie można jednak powiedzieć, że mamy styczność z kolejnym odwzorowaniem, chociaż twórcy zaczerpnęli pozytywne elementy i to nie tylko z klasycznej trylogii. Mamy nowych bohaterów, nową misję i historię pełną dobrego przekazu z dosyć konkretnym określeniem dobra i zła, chociaż nie zawsze ukazywanego w jako czegoś nieskazitelnego.

Emocje wiąż trzymają i trudno o obiektywizm, kiedy coś porusza nie tyle estetycznie, co po prostu dotyka tego konkretnego elementu w człowieku, odpowiedzialnego za to, iż staję się ponownie małym chłopcem. Tak. Nie jestem w takich momentach profesjonalny.

Film czerpie garściami z klasycznej opowieści fantasy. Mamy grupę różnych bohaterów, którzy jednoczą się w słusznej sprawie i chociaż na początku ich cele są niedokładnie tym samym, to finalnie stają ramię w ramię, gotowi, poświecić się za towarzysza. Jeśli graliście w RPGi, lub zaczytywaliście się w bohaterskich eskapadach, to na pewno wiecie o co chodzi. Tak też tutaj, mamy kogoś na kształt kapłana wojownika, krasnoluda, tajemniczej piękności z niejasną przeszłością, zabójcy itd.

Najpierw o tym, co widzimy. Bardzo dobrze zobrazowano nam różnorodność galaktycznych lokacji. Pierwsza część filmu jest mroczna i ponura, co niestety negatywnie odbiło się na odbiorze obrazu. Nie wiem czego to była kwestia, ale czasami było tak ciemno i niewyraźnie, że nie można było rozpoznać twarzy ukazywanej postaci. Na pewno przyczyniło się do tego 3D i jeśli miałbym (a chciałbym) iść do kina kolejny raz, to na pewno wybrałbym 2D. Rewelacyjnie za to wypadło starcie z siłami Imperium na plaży wśród palemek. Sceneria po prostu bajkowa i dosyć odmienna w stosunku do poprzednich filmów osadzonych w świecie Star Wars. 

[Obrazek: share_640x335.jpg]

Podobały mi się kostiumy i to w jaki sposób je wykonano. Niektóre z nich, wyglądały jak wyjęte z Nowej Nadziei. Między pierwszą a drugą trylogią widać było spore różnice. Nie chodzi mi tu o postęp, ale o to, że Epizody I-III, mocno odcinały się pod tym względem od swoich poprzedników. Tutaj, jakby dotknięto aktorów z większym wyczuciem, nie posługując się jednocześnie celowym użyciem kiczu. Najkrócej pisząc, pasowało wszystko w punkt!

Bohaterowie.

Wykreowano naprawdę fajne postacie i ponownie mamy do czynienia z tym, że pojawili się genialni bohaterowie drugoplanowi. Wśród nowych twarzy zobaczymy także starych znajomych. W "Rogue One" wystąpili między innymi: Tarkin, Bail Organa, R2D2 i C3PO, Mon Mothma, Leia i oczywiście Vader. Chociaż w niektórych przypadkach to tylko kilka sekund, to zostały one całkiem nieźle wykorzystane, nawet jeżeli mowa tylko o smaczkach.

[Obrazek: landscape-1479290346-star-wars-rogue-one...-andor.jpg]

Zacznijmy od nowych. Główni bohaterowie, czyli duet Jyn Erso i Cassian Andor mogą podobać się bardziej niż młodzi bohaterowie VII Epizodu. Dlaczego? Przyczyna jest prosta. Po pierwsze, ich charaktery są wielowymiarowe. Postępowanie obojga odbiega od infantylnego rzucania się na oślep. Oboje posiadają spory bagaż doświadczeń (w przypadku Cassiana owiany tajemnicą, chociaż nie trudno zgadnąć) i to właśnie ich obciążenie warunkuje ich postępowanie. Jednak w obliczu wojennej zawieruchy, potrafią odnaleźć siebie chociaż na chwilę, co twórcy pokazują nam w delikatny i niezbyt infantylny sposób. Jak wcześniej zauważyłem, dobro nie jest krystaliczne. Nasi bohaterowie są po prostu ludźmi i jako tacy, popełniają błędy, czasem na oślep próbując wyrwać sobie kawałek sprawiedliwości, czy też zadośćuczynienia. Do tego wszystkiego, nie posiadają super mocy niewiadomego pochodzenia. Nie, żebym był przeciwnikiem nadprzyrodzonych zdolności, ale dzięki swojej naturalnej osobowości, główni bohaterowie zyskują na wiarygodności. Być może łatwiej odnaleźć w nich siebie, w odróżnieniu choćby od Rey (którą i tak kocham - przepraszam żono), która jest super hiper, ale jakże odległa od zwykłego fana SW. Jyn i Cassian może nie są bohaterami  (bohaterami naprawdę są), jakimi chciałbym być, ale to osoby, które można sobie wymarzyć jako towarzyszy do zrealizowania misji skazanej na porażkę.

Do wprowadzenia wątku humorystycznego ponownie posłużono się robotem. K-2SO wzbudzał wśród widzów zasłużone salwy śmiechu i był on jedną z niewielu jaśniejszych stron mrocznego świata pod panowaniem Imperium.

[Obrazek: Rogue-One-baze-chirrut-og.jpg]

Moim ulubieńcem został Chirrut Imwe, który poza Vaderem wprowadził wątek nadprzyrodzony, nawiązując do legendarnych Jedi, ale jeśli chodzi o filmowe universum, to jest to novum o wiele ciekawsze od Rycerzy Ren z "The Force Awakens". Niewidomy mężczyzna, ślepo powierzający swoje życie mocy, często rozbawia widza swoim zachowaniem, ale to tylko pozór przypominający maskę (choć może to raczej pogodne usposobienie, kryjące duszę wojownika) zakładaną przez mistrza Yodę. Czemu ciekawsze od Ren? Tajemnica Kylo wygląda na sztucznie wykreowany twór, mający jasno określone zadanie, a tutaj mamy do czynienia z naturalnie wykreowaną spuścizną po rycerzach mocy. Nowa forma również budzi znaki zapytania, ale nie ten znak zapytania staje się najważniejszy dla nowego bohatera, dla jego sensu istnienia w świecie SW. Chirruta po prostu nie można nie lubić.

Tak naprawdę każdy z nich, wnosi coś do filmu, ale nade wszystko, życie każdego z nich jest kluczowe dla wydarzeń opowiedzianych w oryginalnej trylogii. To właśnie ten element w ogromnej mierze wpływa na odbiór filmu. Gdyby nie jeden, czy drugi żywot zwykłego człowieka, zwykłego najemnika, zabójcy, córki masowego mordercy (lepiej sprawdźcie sami), cudowne dziecko Lucasa i spółki (mocy) - Luke Skywalker nie miałby racji bytu. Jego misja, nie byłaby możliwa, a co za tym idzie, (spoiler :UśmiechImperium by nie upadło.

Jeszcze słowo o postaciach odgrywanych przez Mikkelsena, Whitakera, oraz Wena i Ahmeda. Z całej czwórki, na największe uznanie zasługuje pierwszy z aktorów, ale tak naprawdę jest to chyba zasługa charakteru, w który się wcielił. Galen Erso, który w pokrętny sposób ocalił Galaktykę. Dyskusja nad postępowaniem Galena powinna dostać osobny temat do dyskusji i miejmy nadzieję, że tak naprawdę się stanie. Wielu na pewno zastanawiać się będzie, czy gdyby odmówił współpracy, mogłoby to ocalić wiele istnień, ale z drugiej strony, czy gdyby na jego miejscu stanąłby ktoś inny, ta sama Galaktyka nie byłaby skazana na wieczne władanie Sitha?

[Obrazek: Rogue-One-16-1024x430.png]

Teraz nadszedł czas na zło! Jego panowanie może zwiastować brak charakterystycznej muzyki na rozpoczęcie Nie mylicie się. Jeśli liczyliście na znajomą czołówkę to niestety czeka Was zawód, ale myślę, że nie jest to bez znaczenia. To nie czas na fanfary i ta znacząca pustka, już od początku ma wprowadzać widza w odpowiedni nastrój. Dalej jest jeszcze lepiej. Szturmowcy przestają być wyłącznie mięsem armatnim (też nie do końca), a już na pewno ich obecność w konkretnych miejscach, przestaje mieć czysto symboliczne znaczenie. Jakby na potwierdzenie, dostajemy jednostkę w czarnych, lśniących kostiumach. Takie faszystowskie SS, jako kolejny element nawiązujący do II Wojny Światowej.

[Obrazek: True-Story-Behind-Rogue-One-Star-Wars-Story.jpg]

Po raz kolejny, ambicja zamiast motoru napędowego, staje się przyczyną do upadku. Ben Mendelsohn idealnie wpasował się w rolę imperialnego karierowicza Orsona Krennica. Słabe to zło... Nie piszę to, by skrytykować uosobienie zła w filmie, ale na przykładzie tej postaci twórcy bardzo dobrze ujęli kruchość złego i egoistycznego postępowania.

Tarkin. Nie spodziewałem się, że postać z twarzą aktora, który zmarł w 1994 roku, może być tak wyrazista. Nieprawdopodobne, ale po raz kolejny, twórcom udało się idealnie oddać charakter postaci. Tarkin, jest tu jeszcze bardziej bezwzględny, zimny, nieprzystępny niż w "Nowej Nadziei". Genialna robota i wspaniały hołd dla aktora Petera Cushinga.

Vader. Zapewne wszyscy zastanawiają się ile czasu na ekranie dostał najbardziej rozpoznawalny zły charakter filmowy. Niewiele. Jednak ten krótki czas, podobnie jak w przypadku Wielkiego Moffa, wykorzystano w taki sposób, że każdy wybredny fan, będzie zadowolony. Po seansie, ciągle w głowie, kołacze mi się pytanie. Czemu do cholery, nie zrobiono do tej pory filmu o Vaderze z okresu, między III a IV Epizodem. Więcej. Film mógłby uzupełnić Epizody IV - VI. 

Chciałbym jeszcze napomknąć, że zagrożenie ze strony kroczących maszyn, nigdy nie wydawało się bardziej rzeczywiste.

To nieprawdopodobne, że (przynajmniej na tym etapie) Vader jest w stanie zdeklasować w kilka minut swojego wnuczka, znanego jako Kylo Ren. Jeśli jeszcze raz mój syn powie, że ten gówniarz jest fajny, to go wydziedziczę... Oczko

Wiem, wiem... młody jest, można mu wybaczyć.

Rogue One, to przede wszystkim opowieść o nadziei. Historia drogi do zwycięstwa, która często okraszona jest poświęceniem. Nadzieja, która stanie się motorem napędowym dla całej rzeszy walczących o wolność. Genialne w tym filmie jest to, że zmienia on perspektywę i na pewno nigdy już nie spojrzycie na ekipę z IV Epizodu, na Luke'a jako tytułową nadzieję. Mam nadzieję (naprawdę mam), że Jyn, Cassian, Chirrut, Baze, Bodhi, K-2SO, ale też Gale, zostaną zapamiętani jako ci, bez których Luke, Han, Leia, Chewie i reszta, nie staliby się legendami naszych czasów.  Brzmi trochę, jakby żyli naprawdę Uśmiech

Teraz czas na spoilery i podsumowanie, które przeczytacie po rozwinięciu tematu

Na potwierdzenie powyższego nie trzeba słów, ale wystarczy ku temu sama fabuła, losy nowych bohaterów. Śmierć każdego z nich. Śmierć bohaterów w świecie Star Wars nie jest czymś nowym. Wszystkie siedem epizodów dostarczyło nam aż nadto dramatów. Nie oszczędzono nawet kobiet i dzieci. Nie chciałem, ale muszę wspomnieć haniebne ojcobójstwo zaserwowane nam w VII Epizodzie. Tutaj mamy jeszcze krok dalej. Zamordowano wszystkich głównych bohaterów. Niby w prosty sposób tłumaczy nam to ich brak w kolejnych częściach, ale sens tego jest o wiele głębszy (choć na swój sposób banalny, oczywiście nie jako sens). Zwycięstwo potrzebuje nadziei, ale nadzieja potrzebuje poświęcenia. Można by powiedzieć: "to ładna historia". Młodzi kochankowie, którzy nie mają szansy na zrealizowanie swoich pragnień, to przecież scenariusz wielu wojen i zawieruch tego świata. Scena śmierci dwójki głównych bohaterów, jest może patetyczna, ale pasuje do końcówki filmu i wypełnia zamierzenie twórców.  Być może to moje wrażenie, ale wydaje mi się, że największa cisza zapadła kiedy umarł/zginął Chirrut.


Odbiór całości zepsuło mi pojawienie się znajomej twarzy.


Leia wyglądała tak sztucznie, że miałem ochotę pogryźć swój fotel. Wystarczyłoby pokazac znajomy strój od tyłu, fragment uczesania, cokolwiek, co każdy szanujący się fan SW zna na pamięć. Poniższy widok był co najmniej komiczny.

[Obrazek: BMjSgJo.png]


Na zrównoważenie scen budujących nadzieję w widzu i rzecz jasna rebeliantach, dostaliśmy coś do cna złego.

Scena z Vaderem mordującym rebeliantów (jak wspomniałem epicka) miażdży swoim okrucieństwem, ale też jest kwintesencją zła i esencją tej postaci. Miałem wrażenie (chociaż wydaje mi się, że waga jest inna), że była dużo bardziej dosłowna, od rzezi na padawanach z III Epizodu. Nie chce mi się wierzyć, że jest ktoś, komu się to nie spodoba.


Trzeba przyznać, że potraktowanie w ten sposób znanego tematu obudziło nadzieję na dalsze losy filmowego universum Star Wars. Chociaż kolejny film budzić będzie zdecydowanie większe obawy (ze względu na nowych aktorów w roli dobrze znanych i kochanych postaci), to obecny obraz daje spory kredyt zaufania. Czy jest szansa na równie dobrą opowieść w VIII Epizodzie? Kiedy film o Vaderze? Apetyt jest ogromny, tylko czy zostanie zaspokojony?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz