SPIDER-MAN.PL

Spider-Man miał w swoim życiu wiele ciężkich epizodów, ale kto ich nie ma, a co dopiero herosi mający podwójne kłopoty, ze względu na swoje dwa wcielenia. Czasem stają przeciwko kolejnemu atakowi swojego największego wroga, czasem jest to nieopłacony rachunek za prąd. Nie znam może zbyt wielu prywatnych kłopotów obrońców sprawiedliwości, ale trzeba przyznać, że Ci pod opieką Tony'ego Starka nie mogli narzekać na niewygodę. Członkowie Fantastycznej Czwórki, poza przejściowymi kłopotami również nieźle sobie radzili. Niestety Peter więcej miał chyba tych gorszych chwil, a już szczególnie w okresie swojej młodości.  Problemy finansowe rozbijały często jego plany i musiał lawirować między byciem Spider-Manem, studiowaniem, pracą fotoreportera, a do tego dochodziła pomoc ulubionej cioteczce. Czwarty numer z 1990 roku ukazał nam ludzkie oblicze problemów Petera Parkera, ale również starcie z wrogiem, który może nie był tak spektakularny jak Octopus, Venom, czy jedno z oblicz Goblina, ale przyznam, że był czynnikiem pobudzającym wyobraźnię i dawał sporo możliwości do rozwinięcia tej opowieści. Niestety nigdy więcej nie spotkałem tego pana w komiksach Marvela.

Spider-Man 4/1990: "Konfrontacje" "Marzenia na jawie"


Scenariusz: Roger Stern
Rysunki: John Romita Jr.
Tusz: Kevin Dzuban
Kolor: Bob Sharen
Okładka: John Romita Jr.

Historię rozpoczyna wizyta Petera na na Uniwersytecie, który przyszedł zobaczyć wyniki egzaminów. Rola Spider-Mana sprawiła, że jego naukowa kariera zeszła na dalszy plan. Okazuje się, że jeszcze nie wiadomo, czy udało mu się zaliczyć przedmiot, ale też to, że niekoniecznie jest mile widzianym gościem na sali wykładowej. Doktor Sloan zaskoczony jest wizytą Petera, którego postawa negatywnie wpływa na ocenę jego osoby, mimo zdolności jakimi zdążył się wykazać.


W drodze do redakcji Bugle'a spotyka swojego konkurenta w dziedzinie fotografii Lance'a Bannona. Wbrew temu co myślał, nie chodzi o kolejną pretensję odnośnie ich zawodu, ale o sprawy osobiste.

Przenosimy się do nowojorskiego więzienia, gdzie swoją karę odsiaduje tajemniczy mężczyzna nazywany "Myślicielem". Samotnik, który całe godziny potrafi przesiadywać w bezruchu skrywa szalenie interesującą tajemnicę. Czytelnik poznaje zdolność umożliwiającą więźniowi przenoszenie umysłu do zapasowego ciała, które znajduje się w tajnym laboratorium. Naukowy geniusz okazuje się być przestępcą, który walczył już Fantastyczną Czwórką, X-Men, czy Avengers. Choć niejednokrotnie pokonał wielu superbohaterów, to ostatecznie nie potrafił czegoś przewidzieć i jego przeciwnikom udawało się oswobodzić i przechylić szalę na jego niekorzyść. Na jednym z ekranów dostrzega walkę Spider-Mana z robotem wykonanym ze sprzętu jego pomysłu. Myśliciel zdaje sobie sprawę, że nie wiele wiadomo o tym bohaterze, ale plotki donoszą o szóstym zmyśle ostrzegającym Pająka przed niebezpieczeństwem. A gdyby tak udało się go sztucznie odtworzyć? Komputer przewiduje gdzie w ciągu trzech godzin, z dokładnością 87% znajdzie się Spider-Man. Środkiem, który "przetestuje" możliwości Spider-Mana, będzie zielony Android 12. Umysł naukowca powraca do więziennej celi.


Tymczasem Peter z Bannonem dyskutują o miłości. Lance opowiada Peterowi o swojej miłości do Amy Powell, która ostatnimi czasy usilnie szukała kontaktu z Parkerem. Jak się wydaje, Piotruś stał się elementem gry między kochankami, którzy od pewnego czasu prowokują się nawzajem. Peter postanawia pomóc Lance'owi i w tym celu postanawia rozmówić się z Amy, która niestety w rozmowie telefonicznej nie daje mu dojść do słowa i umawia ich na spotkanie. Rozzłoszczony Parker ma dosyć gierki kochanków i ucieka z knajpy.

Na swoje nieszczęście zostaje zaatakowany przez Androida 12, który dysponuje prawdziwym arsenałem wykreowanym przez umysł genialnego naukowca. Poza olbrzymią siłą, Pajączkowi przyszło stanąć naprzeciw miotacza ognia, laserów, czy strumienia atomów. Android 12 potrafi latać, a do tego korzysta z wszelkich nowinek technicznych, radarów, noktowizji etc.

W tzw międzyczasie do domu Parkera przybywa rudowłosa dziewczyna...

W starciu z potężnym robotem, Peter postanawia skorzystać z intelektu wciągając przeciwnika w pułapkę. W starej fabryce rozciąga sieć (niczym w rozgrywce z Juggernautem) i obrzucając zielonego potworka starym sprzętem zakłócą jego zdolność rozpoznania terenu. Android 12 wpada niczym muszka w sieć pająka, ale ciągle brnie do przodu. Efekt jest taki, że wszystko wali mu się na głowę. Kiedy Spidey przybywa sprawdzić szczątki prześladowcy, zmysł pająka ostrzega go w porę przed autodestrukcją. W porę udaję mu się schwytać fragment robota, dzięki któremu będzie próbował wyśledzić jego właściciela. Całej sytuacji przyglądał się Myśliciel.


Peter po powrocie do domu nie może nacieszyć się odpoczynkiem. Jego spokój burzy niespodziewane przybycie Amy, która zrezygnowała ze spotkania na mieście, na rzecz domowej randki. Małe zakupy zwiastują smaczną kolację, a na zaostrzenie apetytu Peter obdarowany jest namiętnym pocałunkiem. Nawet pukanie do drzwi nie przeszkadza pannie Powell, ale wbrew przypuszczeniom, nie jest to Lance, ale Mary Jane, która niespodziewanie staje w pokoju. Osłupiałemu Peterowi trudno będzie wytłumaczyć szminkę na twarzy. Szczególnie, że do wesołej gromadki dołączył Lance. Amy ucieka, Lance za radą kolegi wybiega za nią by wyznać miłość, a Peter próbuje opowiedzieć MJ o co chodzi w tej całej kabale. Niestety dostaje zwrot kluczyków, a na pocieszenie zostaje mu koszyk z kolacją przygotowaną przez niedoszłą kochankę.


Stwierdzając, że jego skaczące po ścianach wcielenie ma lepiej, udaje się na uniwersytet do swojego znajomego doktora Curta Connorsa, występującego niekiedy jako Lizard. Curt zobligowany długiem wdzięczności, postanawia pomóc zbadać resztki robota. Niestety poza odkryciem, że kawałek pochodzi ze skomplikowanego robota z nieznanego stopu metalo-organicznego, nie jest w stanie nic odkryć. Rozważania przerywa przybycie znajomego doktora Sloana, niosącego sprawdzone egzaminy. Zaskoczony wizytą zamaskowanego bohatera, ostrzega Connorsa, że za takich gości może odpowiedzieć przed radą i zostać wyrzucony z uczelni (ciekawe, że za przemiany w jaszczurkę jeszcze go nie wyrzucili...). Parker dostrzega swoją pracę i po szybkim sprawdzeniu dowiaduje się, że egzamin został zaliczony. Uradowany całuje Sloana w główkę i wyskakuje przez okno w szaleńczych podskokach przemierzając miasto.

W tym czasie w jednej z kafejek, Amy i Lance dochodzą do porozumienia.

Spider przemierzając miasto, dowiaduje się, że bojownicy Armii Wyzwolenia przetrzymują zakładników w jednym z kościołów. Niesiony adrenaliną wpada do okupowanej świątyni, gdzie w wysublimowany sposób eliminuje poszczególnych terrorystów.


Udana akcja owocuje zdjęciami, które natychmiast zanosi do Bugle'a.

Następnego dnia jest pierwszym studentem na uczelni, ale to nie naukowy zapał sprawia, że stał się prymusem. Peter przybył po rzeczy, gdyż podjął decyzję o przerwaniu studiów... Dziwne to trochę...


Na deser mamy jeszcze co najmniej dziwną mini historię pod tytułem "Marzenia na jawie". Spider-Man zastanawia się nad swoją obecną sytuacją w roli superbohatera i jak to wpływa na postrzeganie jego wizerunku i sprawy finansowe. Wtem dostrzega biegającego Jonaha. W tym momencie dochodzi do nieoczekiwanego, bo spod ziemi wypada całe mrowie przedstawicieli złej społeczności Marvela. Począwszy na jego ulubionych przeciwnikach, a skończywszy na pierwszej lidze jak Doom, czy Loki. Peter rzuca aparat i wdaje się w bójkę, która doprowadza do pogromu złoczyńców. Jameson klęka przed Spider-Manem i całuje go w stopy, przepraszając za wszystko. Parker dostaje nagrodę za uwiecznienie tej sceny na fotografii. W czasie gali na salę wpada doktor Sloan, który obwieszcza, że notatki Petera są recepturą na super lek, za co należy się przyznanie doktoratu. Do idyllicznego klimatu dorzuca się Nathan, przyjaciel jego ciotki, który wpada o własnych siłach, twierdząc, że mikstura wyleczyła mu nogi. Prasa rzuca się na Petera, który ucieka przywdziewając robocze, pajęcze ubranko. Po chwili wpada na fetę urządzoną na cześć najlepszego bohatera, gdzie czeka na niego burmistrz z kluczami do miasta, oraz F4 i Avengers. Grupy bohaterów kłócą się między sobą, do kogo ma przystać Spider-Man. Pajączek rozdziela asystowanie bohaterom na poszczególne dni tygodnia, gdy całe zajście przerywa Kapitan Ameryka. W niezniszczalnej tarczy odbija się wizerunek Spider-Mana, ale nie jest to maska, a twarz Petera Parkera. Ekipa (to naprawdę żenujące) odwraca się od niedoszłego idola wszechświata z powodu: "to nie pająk, ale chłopaczek". Nie pomaga opowieść o radioaktywnym pająku i pozostałe tłumaczenia.


Okazuje się, że to były tytułowe marzenia na jawie Spider Petera, które przerywają krzyki dochodzące z dołu. Grupa oprychów zaczepia mola książkowemu, ale na szczęście dochodzi do szybkiej interwencji naszego marzyciela. Spider sentencjonalnie zachęca chłopaka do nauki, ale radzi nie zapominać o świecie dookoła. Okularnik dziękuje za pomoc rozanielonym wzrokiem goniąc odchodzącego bohatera. W jego myślach pojawia się obraz Spider-Mana w okularach...

Historia zaprezentowana w dzisiejszym numerze jest może i ciekawa (mowa o głównej opowieści), ale czytana po latach niestety troszkę odsłania swój archaiczny charakter. Sama walka nie budzi totalnie żadnych emocji, a jedynym plusem jest zdolność Myśliciela. Możliwość przechodzenia między zapasowymi ciałami daje okazję do długiej historii, w której złoczyńca ciągle wymyka się wrogom. Jak wspomniałem, niestety nie doczekałem się kontynuacji. Wątek między Lance'm i Amy bardziej denerwuje niż cieszy, ale wiadomo, że to tylko przerywnik mający na celu pokazanie zwykłych problemów Petera. Jeśli jesteśmy już przy nich, to niezbyt dobrze wypada historia ze studiami. Najpierw mamy chęć powrotu i niepewność co do tej możliwości. Później pojawia się radość ze zdanego egzaminu, która uskrzydla naszego bohatera. Sprawę kończy niezrozumiała decyzja o rezygnacji z dalszej nauki. Przepraszam. Jest jeszcze potworek o marzeniach sennych, który poziomem żenady sprawia, iż coś chodzi mi po kręgosłupie i niebezpiecznie zmierza w kierunku, o którym przez grzeczność nie wspomnę. Wsadzony na siłę epizod o Peterze wymądrzającym się przed chłopakiem, będącym typem kujona. Ten sam Peter, który przed chwilą zrezygnował ze studiów. Takie to niepoukładane...

Jest jeszcze jeden element, który zasługuje na naganę, chociaż jest to znak czasu przywołujący raczej uśmiech. Mowa o tłumaczeniu i błędach jakich dopuszczono się w tym zeszycie.

Pierwszy pochodzi z 8 strony, kiedy Myśliciel mówi "żaden superman nie mógł mi przeszkodzić"

Na stronie 34 kiedy Spider-Man zakrada się do kościoła przejętego przez terrorystów, narrator opisuje "tylko on... bo umie poruszać się jak błyskawica. Superman!"

Zaraz potem na 38 stronie w redakcji "Dnia" (Daily Bugle), Peter spotyka Bena "Ulricha", zamiast Uricha.

Nie lepiej radzi sobie końcówka "Marzenia na jawie". Peter rozmyśla nad rolą pogromcy, który ma tyle samo wad i zalet. Gwiazdka odsyła nas do komentarza, który podpowiada, że "potem rozpocznie się pewna współpraca". Nasz bohater snuje jeszcze opowieść jakim to jest wilkiem samotnikiem, a jako pogromca miałby więcej kasy i Jonah by go szanował. Trzeba wspomnieć, że równocześnie wydawany był komiks Punisher, którego miano w naszym pięknym kraju brzmi "Pogromca". Pod taką nazwą pojawił się w numerze z Octopusem. Jonah nie szanowałby Punishera, który powszechnie uważany był za mordercę. Z tą kasą też nie przesadzajmy u Franka. Tutaj raczej chodzi zresztą raczej o status. Frank też jest samotnikiem. Chodzi tutaj o członkostwo w Avengers i bycie jednym z drużyny, o czym można przekonać się później. Kiedy Spider widzi komitet powitalny na 47 stronie, zaczyna wymieniać "Fantastyczna Czwórka! Pogromca! Burmistrz! Komitet Powitalny!". Oczywiście obok burmistrza i F4 widzimy członków Avengers. Po chwili Iron Man w uznaniu jego zasług ogłasza "mianujemy cię Pogromcą", który to tytuł występuje jeszcze raz w ustach Petera. Później mamy oskarżanie Petera, o to, że jest chłopaczkiem a nie Pająkiem i sam zainteresowany tłumaczący, że jest człowiekiem, ale próbuje być porządnym Spiderem. Takie urocze drobnostki...

Dwója z plusem... Plus jest za Myśliciela.



Doctor Octopus na wolności zmywa sen z powiek biednemu Peterowi, jednak to nie on jest największym zmartwieniem naszego bohatera. Bardzo ciekawy temat pod rozważania, ale nie pierwszy już raz okazuje się, że działanie superbohatera doprowadza do stworzenia super łotra. Tym razem dowiemy się jak powstał kolejny z Goblinów. Historia rozgrywa się już pewien czas po słynnych przepychankach z Green Goblinem, który jak wiemy sprawił wielka wyrwę w życiu Parkera. Gwen Stacy zginęła, co ponownie wyznaczyło kurs dla Spider-Mana. Skoro Norman Osborn ma przerwę, nadszedł czas by autorzy powołali do zatruwania istnienia Pajączka, kogoś innego. Zanim przejdę do samego numeru to podkreślam, że uwielbiam okładkę z nowym bandziorem rozrywającym strój Człowieka Pająka. Wydawnictwo na tym etapie działania popełniało jeszcze sporawe błędy. Zamiast Hobgoblina mamy Diabelskiego Trolla, a wspomniana Gwen Stacy opisywana jest ponownie jako mężczyzna.

Spider-Man 3/1990: „Powrót zła” „Diabelski troll znów się odgraża”


Scenariusz: Roger Stern
Rysunki: John Romita Jr.
Tusz: John Romita Sr.
Kolor: Andy Yanchus
Okładka: John Romita Jr.


Kolejny odcinek zaczyna się od uderzenia z grubej rury. Okazuje się, że ciocia May ma adoratora. Nathan Lubensky (w wersji TMSEMIC nazywa się Lubański) pomaga sympatycznej starszej pani sfinansować i zalegalizować pensjonat dla starszych. Nowa sytuacja dla Petera, który jak dobrze wiemy przez całe życie myśli o swoim zamordowanym wujku. Czy ciocia ma prawo do nowej miłości? Czy odnajdzie szczęście w nowym zajęciu? Kiedy trójka postanawia uczcić podpisanie dokumentów z bocznej uliczki pełnym gazem wyjeżdża auto. Petey błyskawicznie wyciąga towarzyszące mu osoby niemalże spod kół. Policjant z przejeżdżającego radiowozu pyta się o stan zdrowia starszej pary i zdradza, że pędzącym samochodem uciekają bandyci, którzy napadli na bank. Co za czasy, napady na bank ciągle w modzie – Dziki Zachód!



Peter zostawia ciotkę i jej przyjaciela, po czym wskakuje na dach by przywdziać wygodniejsze do pościgu ciuszki. Idzie na łatwiznę i pomaga sobie pędzącym radiowozem, podróżując na jego dachu. Nie zapomina o zamocowaniu aparatu fotograficznego. Spider-Man przeskakuje na umykający pojazd i doprowadza do jego koziołkowania. Dwóch bandytów zostaje wyeliminowanych, ale trzeci ucieka w podwórka. Wydaje się, że nie ma drogi ucieczki, ale bankowy rabuś próbuje wykorzystać ostatnią deskę ratunku, czyli świecę dymną. Spider przedostaje się przez warstwę dymu i zastaje pusty zaułek. Uciekinier czerpie z chwili wytchnienia, odnajduje właz i chowa się w ciemnościach kanałów. Tam gubi tropiącego go prześladowcę.

Kiedy Spidey składa zeznania policji ciemnoskóry łotr przypadkiem odkrywa tajne pomieszczenie. Lampy rozświetlają korytarze i doprowadzają go do kryjówki Green Goblina. Znajduje tam poza strojem, istny arsenał broni, a także notatki spisywane przez Normana Osborna.


May niepokoi się o Petera, który nie dał rady się z nią skontaktować, a popędził w nieznanym kierunku, nie tając wzburzenia. Parker dostaje całkiem niezłą kasę za zdjęcia z ostatniej akcji, ale tylko dzięki Robbiemu i nieobecności Jonaha, który jak wszyscy wiedzą do hojnych nie należy. Robbie to naprawdę równy gość, który proponuje fotografowi podwózkę do Forest Hills.

Tymczasem bandzior pokazuje kryjówkę tajemniczemu mężczyźnie w długim płaszczu i kapeluszu skrywającym twarz w cieniu. Jego tożsamość pozostaje dla nas tajemnicą. Mężczyzna postanawia załadować wszystko do furgonetki i zatrzeć wszelkie ślady ich bytności.

Robbie i Peter odsłuchują radiowy komunikat o włamaniu do magazynu Osborna, gdzie natychmiast wiedzeni reporterskim obowiązkiem ruszają. Na miejscu zastają Bannona, fotografa będącego rywalem Parkera. Magazyn jest zniszczony, a szybka obserwacja pomieszczeń przez Petera niestety potwierdza jego obawy. Uciekinier odnalazł kryjówkę Osborna i zaciera ślady. Do Robertsona dodzwania się zaniepokojona May, która w końcu odnajduje zaginionego chłopaka.


Tymczasem tajemniczy gościu w kapeluszu wysadza w powietrze furgonetkę z ciemnoskórym facetem w ramach usuwania dowodów. Możemy popatrzeć na kadry ukazujące uzbrojenie jakie pozyskał i przeczytać peany na cześć geniuszu Normana. Wreszcie Diabelski Troll (Hobgoblin) prezentuje nam się w pełnej klasie na „koźle-ślizgaczu” (Goblin Glider).



Hobgoblin wykorzystując swój potencjał penetruje kolejne kryjówki Normana Osborna. W ostatnich tygodniach było takich akcji pół tuzina. Na miejsce kolejnego rabunku przybywa Harry, który podpowiada funkcjonariuszom, że jego ojciec był mistrzem w sekretach i niekoniecznie da się odnaleźć sens w tych wydarzeniach, już na pewno nie będzie to proste.

Sprawca całego zamieszania zdobył niewykorzystany wóz bojowy, będący kwaterą główną na kółkach i trzeba przyznać, że wygląda imponująco. Zamaskowany Goblin zdradza nam swoją awersję do Pajączka.

Jeśli już mowa o naszym „Robaku” to chłopak ma dobre serce i odwiedza znaną nam z pojedynku z Juggernautem – Madame Web. Kobieta ma nadal zanik pamięci co nieco podnosi Petera na duchu, gdyż jego tożsamość pozostaje tajemnicą. Ciekawostką jest, że nagle Web każe włączyć radio gdzie podają informację o kolejnym włamie. Kiedy Spider-Man wymyka się przez okno i dziękuje Web za przypadkową pomoc, nie zauważa tajemniczego uśmiechu na ustach przyjaciółki. Czyżby rzekoma amnezja była kolejną przysługą dla Petera?


Lance Bannon cyka fotki Amy Powell na wystawę, ale podniecająca inscenizacja nie daje oczekiwanych efektów. Amory nie znajdują finiszu, gdyż fotograf musi zająć się wieczorem pracą i odmawia Amy na propozycję kolacji. Oburzona dziewczyna wychodzi trzaskając drzwiami.

Zaganiany Petey znajduje w końcu czas na prysznic i pranie. Pajączek obawia się, że Green Goblin mógł zdradzić jego tajemnicę w skrzętnie sporządzanych zapiskach. Nawet to nie powstrzymuje go przed długo odkładanym snem. Po dziesięciogodzinnym odpoczynku w rolę budzika wchodzi telefon. Amy Powell próbuje poderwać kolejnego fotografa z Daily Bugle. Z marnym skutkiem, bo jak wiemy superbohaterowie przedkładają swoje obowiązki nad latanie za blond lalkami.


Spider-Man penetruje znane mu miejsca, w których mógłby się ukryć fan zielonego straszydła. Wreszcie natrafia na podróbkę swojego mrocznego nemezis.Przeciwko podstępnym sztuczkom latającego stwora Pająk używa wszystkiego co znajdzie w zasięgu ręki. Hobgoblin doświadcza prawdziwej udręki, bo jego przeciwnik radzi sobie doskonale, choć dla obserwatora z boku, można by rzec – przypadkowo.



Morderca widzi, że koniec i zdemaskowanie jest już bliskie. Strzela w rurociąg gazowy i kiedy Peter ratuje okolicę przed zniszczeniem, pokonany łachmyta czmycha jak zając. Postanawia odkryć jak Normanowi udawało się staczać tak równorzędne pojedynki ze Spider-Manem i zrewanżować się zwycięzcy. Myśli Petera zdradzają, że niektóre rzeczy dzieją się niezależnie od jego starań. To pogmatwane życie jest bardzo trudne, nie wspominając o jego dwoistości. Spidey zastanawia się czy może być gorzej... ahh gdybyż zobaczył przyszłość :)

Na koniec mamy „strony premiowe” gdzie jest krótka humoreska na temat: co by było gdyby przeciętniak mógł choć na chwilę stać się SUPER?




Start Hobgoblina nie był dla niego szczęśliwy, ale wykreowano fajnego wroga dla Spider-Mana. W tym kostiumie wystąpiło kilku osobników. Swój „raz” miał nawet Deadpool, ale jakoś nie przypadła mu ta rola do gustu. Opowiastka bez porywu i nie można dać więcej niż 3,5. Może podnieść się krzyk, ale mając w głowie przyszłe dzieje ponownie się powstrzymuję przez zawyżaniem, a względem  Pajączka jestem bezlitośnie surowy, ale to z sympatii ;)





Drugi odcinek przygód Pajączka to naprawdę mocne uderzenie. Cały numer dotyczy rozwalania i bezskutecznych prób powstrzymania chodzącego czołgu. Zazwyczaj spotykany był w towarzystwie X-MEN, ale kiedy innych zabraknie na straży miasta stoi wasz towarzyski przyjaciel z sąsiedztwa. Mówi się, że głową muru nie przebijesz, ale ten kto wymyślił to powiedzenie nie czytał komiksów, a już na pewno nie spotkał się z Władcą Murów (polskie określenie pseudonimu Juggernaut to tylko jeden z językowych/rzeczowych smaczków/błędów zawartych w tym numerze)!




Spider-Man 2/1990 "Nikt nie zatrzyma Władcy Murów" "Schwytać Władcę Murów"


Scenariusz: Roger Stern
Rysunki: John Romita Jr
Tusz: Jim Mooney
Kolor: Glynis Wein


Zaczynamy od widzenia, którego doświadcza Madame Web – wróżka. Jeśli ktoś oczekuje biuściastej fruwającej panienki w postrzępionym wdzianku to niestety zawiedzie się. Web to starsza, niewidoma pani przykuta do fotela podłączonego do różnorakiej elektroniki. Fotel pełni dwie funkcje: okna na świat i podtrzymywania życia. Wróżka potrafi przewidzieć przyszłość, ale jej wizje nie zawsze są precyzyjne. Najnowszy sen dotyczy starcia demona z pająkiem. O ile uosobieniem insekta jest Spider-Man, o tyle mroczna istota to rogata czarna plama.Walka kończy się porażką Spidera przywalonego gruzem i śmiercią Madame Web. Przebudzenie przynosi szansę, z której musi skorzystać, kontakt z jedyną osobą mogącą jej pomóc.



Pogrążonego we śnie Petera Parkera budzi telefon. Któż to może dzwonić myśli Piotruś i pierwszym pomysłem jaki przychodzi mu do głowy jest wróg, który wie, że jest Spiderem. Nie wiem czy się śmiać bo to taki żarcik, czy infantylizm tamtych czasów. Telefonującą osobą jest Web informująca o zagrożeniu i w sumie z prośbą o pomoc. „To nie będzie dobry dzień” - normalnie prorok.

Do portu w nowym Jorku wpływa jacht zwany super motorówką, przewożący brodatego Toma Cassidy'ego. Do luksusowej kajuty, razem z drzwiami wkracza żądny walki Juggernaut (Cain Marko). W jego potężnej sylwetce możemy upatrywać czarnego, mrocznego demona z wizji wróżki. W czasie rozmowy między mężczyznami Cassidy ostudza zapał towarzysza przypominając mu o X. „Pamiętaj o „X” już raz ci się nie udało” na obrazku widnieje piątka członków X-MEN. Juggernaut dostaje zlecenie na Web, na której można zbić bombowy interes, nie czeka jednak aż dobiją do portu, tylko wyskakuje za burtę i rozpoczyna niszczycielski marsz przez Nowy Jork.

Peter trafia do redakcji „Dnia” (Daily Bugle) gdzie poza pracownikami spotyka dawną znajomą, Betty Brant, a właściwie już Betty Leeds, byłą dziewczynę dla ścisłości. Dawni zakochani wyjaśniają sobie niezbyt udane rozstanie, kiedy rozmowę przerywa telefon od Madame Web, informującej o miejscu pojawienia się Juggernauta. Gigant niszczy wszystko na swojej drodze, nie zważając na życie ludzkie i tak do końca komiksu.

Pojawia się jednak czynnik, który mocno uraduje Cię drogi czytelniku. Na scenę wkracza zdumiewający Spider-Man! Niestety nie jest w stanie powstrzymać wielkoluda. Odbija się od niego jak piłka, sieć powstrzymuje pole siłowe wokół niszczyciela, nie skutkuje rozpięta pajęczyna między budynkami, ani dziura wyrwana dziura w asfalcie. Głupi pomysł, bo co niby miałoby zdziałać wpadnięcie do kanałów, chyba uduszenie smrodem jedynie. Nadszedł czas na bezpośrednią prezentację. Juggy nic nie robi sobie z Pająka i ściąga go z siebie przechodząc przez ścianę.



W zdemolowanym budynku Spider-Man podnosi się z pierwszego upadku. Bardzo dobrze bo właśnie dzwoni do niego telefon. Web informuje go o słowie „Cyttorak”, które dla Petera coś znaczy, a zdecydowanie wskazuje na potęgę z jaką przyszło mu się zmierzyć. O Cyttoraku usłyszał od Dr Strange'a. Do niego udaje się po pomoc, a Web w tym czasie szuka kontaktu z Pogromcą i Fantastyczną Czwórką. O ile rodzinka z cyferką jest faktycznie na ilustracji, o tyle pod hasłem Pogromca znajdujemy Kapitana, Thora, Wasp i Iron-Mana czyli Avengers.



W centrum Manhattanu stoi dom potężnego maga, którego niestety nie ma na miejscu. Tylko służący Wong ogarnia kurze w mieszkaniu. Nie kojarzy niestety Juggernauta, ale wie, że ”X” z nim walczył. Rozumiecie, chodzi ponownie o X-MEN. Ponowny telefon od Web informuje o tym, że nie ma nikogo kto mógłby pomóc.

Nic nie jest w stanie zatrzymać Władcy Murów, ani policja, ani specjalna policja, żadna policja... Chodzi o wyjątkowy oddział Krisa Keatinga, który stawiał opór Hulkenowi. Komu? Tutaj uraczono nas całkiem oryginalną odmianą imienia Hulk. Cain przechodzi przez nich i wkracza do kamienicy gdzie swoje pułapki porozstawiał Spider-Man. Milion voltów także nie robi na nim wrażenia, ani Pająk rozbryzgany na ścianie. Walka przebiega zgodnie ze scenariuszem ze snu - cel osiągnięty. Wyrywa przerażoną wróżkę z fotela, która natychmiast wiotczeje w jego mocarnych ramionach. Ledwo przytomny Peter informuje go o specjalnych właściwościach fotela. Juggernaut na wieść o nieużyteczności kobiety rzuca nieruchomym ciałem jak szmatą i wychodzi. Spider metodą usta-usta próbuje uratować traganą konwulsjami Web. Przybywa policja i ambulans. Peter wyrzuca sobie, że nie udało mu się pomóc, podobnie jak w przypadku stryjka (chodzi o wujka Bena) i Gwena (chodzi nie o dawnego chłopaka, brata czy ojca, tylko o dziewczynę Gwen Stacy). Postanawia zemstę.



W połowie komiksu mamy kartotekę Spider-Mana i opis konstrukcji sieciowodów, zwanych również sieciosplotami.



Parker w kostiumie podąża śladami zniszczeń. Wciąga Juggernauta na teren budowy strzelając w niego metalowymi belkami, które po złapaniu zostają skręcone w kokardkę. Moloch (z taką nazwą Juggernauta także można się spotkać) wyrywa kawał ściany razem z Pajączkiem. Następnym pomysłem na pokonanie przeciwnika jest kula do wyburzania domów. Peter rozkręca ją wokół siebie i ciska w nieporuszonego wroga. Trzy tonowa kula zostaje odbita jak piłeczka i uderza w sąsiedni budynek, który zwala się obu walczącym na głowy. Spider-Man chowa się w ogromnych rurach leżących na zamkniętym terenie. Kiedy kurz opada, wychodzi na powierzchnię i dowiaduje się, że kolega wydostał się wcześniej.



W biurze „Daily Bugle” dochodzi do starcia fotografa Bannona z dziewczyną. Scence przyglądają się Gloria i Betty. Lance Bannon szybko przechodzi do innego obiektu, ale przerywa mu Jonah, wysyłając go nad rzekę Hudson. Nikomu nie udało się zdobyć dobrych fotografii z walki Juggernauta ze Spider-Manem.

Wyżej wymienionych panów obserwuje przez lornetkę Tom Cassidy. Niestety nasz pajęczy ulubieniec ma problemy, ponieważ skończyły mu się zapasy pajęczyny. Wykorzystuje, że nieprzyjemny kierowca (poznawszy możliwości bohatera) ucieka i wsiada do ogromnej cysterny z benzyną. Starcie ciężarówek. Ogromna eksplozja stawia nabrzeże w płomieniach. Nikt nie może przeżyć czegoś takiego, nikt poza Władcą Murów. Pozostał jeden desperacki krok. Peter rzuca się na plecy kolosa i próbuje zerwać mu hełm z głowy. Ponowna porażka kończy się tym, że pozostając na plecach zakrywa wizjer, oślepiając w ten sposób Juggernauta, który okładając natrętnego robala wchodzi w świeży cement wylany pod fundamenty. Dwunasto-metrowe bagno wciąga niepowstrzymanego dotąd olbrzyma.



Poobijany Peter dostarcza do redakcji genialne zdjęcia, jedyne jak się okazuje, jakie zostały zrobione. Z redakcji gna do szpitala gdzie odwiedza odzyskującą przytomność Web. Okazuje się, że wróżka utraciła pamięć, a tajemnica Petera jest bezpieczna.W porcie, Cassidy obserwuje nabrzeże i policjantów czyhających na ponowne pojawienie się Juggernauta. Nikt nie wyszedł, czyżby został powstrzymany na zawsze? Niestety nie poznaliśmy odpowiedzi na to pytanie.Na końcu numeru znajduje się rysunek przedstawiający mieszkanie Parkera z rozstawieniem mebli.



Rysunki są na dobrym poziomie, jedynie Juggernaut jest troszkę zbyt obły i infantylnie narysowany. Jakoś tak mało groźnie mimo tego co robił na ulicach Nowego Jorku. Historia jak historia. Nie ma się czego doszukiwać w nawalance przez cały numer. Tak naprawdę dałoby się go opisać w dwóch zdaniach, a może i w jednym.

Język jakim operują bohaterowie komiksu jest nieco archaiczny i kilka razy mnie poraził. O pomstę do nieba wołają za to błędy w tłumaczeniu i nikła wiedza na temat oryginalnych historii. Kilka wymieniłem w powyższym opisie, ale pewnie i tak coś przegapiłem. Pogromca – Avengers to chyba wkradł się ze względu na promocję drugiego tytułu :) Niewybaczalne jest zrobienie z Gwen Stacy faceta, ale zostawmy już ten przykry incydent.

Mimo wszystko nie jest tak źle, jeśli chodzi o opowieść o spacerze ulicami amerykańskiego miasta. Komiks dostaje tróję, ale za te błędy powinna być dwója.




Czerwiec 1990 roku opisywałem już wielkrotnie. Przy okazji premiery Punishera, lub historii TMSemica rozczulałem się nad widokiem okładek Marvela w kiosku. Obok wyżej wspomnianego numeru pojawił się „The Amazing Spider-Man”. Przez co poruszyło się serce młodego czytelnika? To okładka poraziła swoją kolorystyką i bogactwem herosów Marvela. Choć nie znałem na przykład Nightcrawlera z X-MEN, to już Hulk, F4, Iron-Man, Thor i Kapitan Ameryka coś mi mówili. Najlepszy był jednak superbohater z centralnego miejsca, czyli sam Spider-Man.

Wszystko wskazywało, że ten komiks jest właśnie dla mnie. Już wewnętrzna część okładki ukazująca Spider-Mana z wycelowanym w czytelnika palcem potwierdza moje odczucia. Drugim i trzecim elementem są historie dodatkowe. Pierwsza przedstawia przemyślenia Petera na temat wydarzeń, które sprawiły, że został herosem. Możemy poczuć się jak adresat tych myśli, jako uczestnik rozmowy, choć raczej przypomina to zwierzenia na fotelu terapeutycznym. Druga opowiada o chłopcu, który jest fanem cudownego Spider-Mana. Jego marzenie się spełnia i ma możliwość poznania swojego idola. W tym momencie to każdy z nas jest małym Timem. Jest jeszcze drugi wymiar tej historii, ale o tym później.

Spider-Man z tamtych czasów jet może nieco naiwny, szczególnie w odniesieniu do późniejszych, dramatycznych i mrocznych wydarzeń. Nie jesteśmy jednak pozbawieni widoku śmierci i nastroju zagrożenia. Komiks bawi nas wyśmienicie, zarówno na płaszczyźnie przygodowej, jak i w oparciu o dowcip głównego bohatera. Pierwszy numer może nie jest historią wybitną, ale zapoznajemy się nie tylko z Peterem Parkerem, ale też z jego okrutnym przeciwnikiem Dr Octopusem (kto by kiedyś pomyślał co połączy te dwie postacie) i Punisherem. Zapraszam na szaloną jazdę na pajęczynie!

Spider-Man 1/1990 „Spider-Man wróg publiczny” „Niełatwo być Spiderem” „Mały wielbiciel Spider-Mana”


Scenariusz: Dennis O'Neil, Stan Lee
Rysunki: Frank Miller, John Romita

Historie otwiera okładka „Daily Bugle” przedstawiająca Spider-Mana z wielkimi zębiskami i tytułem „Spider-Man. Człowiek-Pająk: Wróg publiczny?”. Brak dobrych tematów powoduje, że Jonah sięga po oklepane slogany. Robertson wskazuje jednak, że ciągłe oczernianie Pająka sprawia, że spada poczytność gazety. Pozostaje liczyć na temat, do którego wysłano Uricha i Parkera.

Nie tylko dziennikarze polują na historię o fantastycznym magiku. Na dachu przyczaił się Frank Castle, czyli polujący na bandziorów i wymierzający karę na własną rękę Punisher. Nie inaczej jest tym razem. Zabójca zasadził się z karabinem snajperskim i zdradza nam, że czasami nie przebiera w środkach.

Pięćdziesiąt metrów niżej odbywa się pokaz „ofiary”, którą jest Wielki Turhan. Ma on zaprezentować przed oczami widzów i prasy „chwyt śmierci”. Wśród obserwatorów przebywa nasz nowy znajomy, fotograf Peter Parker. Zdradzam ogromną tajemnicę: Peter Parker to Spider-Man, a jego pajęczy zmysł ostrzegający przed niebezpieczeństwem, daje wyraźne sygnały. Dotyk faktycznie wpędza biedną dziewczynę w stan śpiączki, a Turhan zapowiada, że brak kolejnego impulsu zabije nieprzytomną biedaczkę w ciągu trzech dni. W tym momencie pada strzał przeszywający pierś czarodzieja.


Peter szybko ustala trajektorię lotu pocisku i w biegu przebierając się za swoje drugie wcielenie, podąża na dach. Czerwone światło demaskuje w uciekinierze Pogromcę (Punishera). Dochodzi do pojedynku między dwoma mężczyznami, którzy mają odmienne zdanie na temat walki z przestępczością. O dziwo okazuje się, że Franciszek jest co najmniej tak zwinny jak Pajączek, zna wszystkie jego słabe strony i wykorzystuje tą wiedzę. Najpierw unika wystrzeliwanych sieci, a następnie dwoma strzałami pozbawia Spider-Mana miotaczy pajęczyny. Potem jest jeszcze gorzej. W myśl zasady „cierpliwość drogą do sukcesu” wybiera odpowiedni moment w czasie karkołomnych skoków przeciwnika i trafia go obezwładniającą kulą. Punisher dokłada jeszcze granat gazowy i bezpiecznie opuszcza miejsce przestępstwa. Jakież było moje zdziwienie kiedy pierwszy raz oglądałem ten pojedynek. Wspaniały Spider-Man uległ gościowi z pistolecikiem? Muszę przyznać, że Castle z tego numeru i ze swojej serii opisywanej w innym dziale różnią się nieco od siebie. Peter dochodzi do siebie i obserwuje miejsce zbrodni gdzie karetka zabiera umierającą dziewczynę i ciało martwego magika. Urich w tym czasie dzwoni z fascynującą historią do Jonaha.


Pierwsza strona „Daily Bugle” ma tytuł „Śmierć Guru” i wspaniałą fotografię Parkera przedstawiającą ten moment (jakoś nie wyobrażam sobie czegoś takiego w kiosku). Robertson zaczepia smutnego Petera, który wyjawia, że powodem jego nastroju jest stan dziewczyny.

Przejdźmy do jakiegoś innego, może weselszego miejsca. Na skraju miasta, w kostnicy mężczyzna z personelu postanawia zapoznać się bliżej z denatem. Znajduje pierścień na palcu i z nim również chciałby poznać się lepiej. Niestety jest to krótka chwila, bowiem okazuje się, że w pierścieniu ukryty jest zatruty szpikulec. Zachłanność nie popłaca, o czym możemy się przekonać obserwując leżącego na posadzce otrutego złodzieja. Nie jest on jedyną osobą ostrzącą sobie zęby na biżuterię. Punisher domyślił się na czym polegała magia Guru i postanawia dowiedzieć się jak pomóc dziewczynie. Żeby zbadać truciznę i samemu sobie nie zaszkodzić, che posłużyć się nożem. Kostnica nigdy wcześniej nie mieściła tylu żywych. Metalowe macki atakują bezradnego, wobec takiej formy agresji Pogromcę. Dr Octopus wykrada ciało magika i zapowiada, że jego działanie zapełni to miejsce.

Spider-Man odwiedza towarzysza umrzyka, który asystował Turhanowi w „chwycie śmierci”. Ucieczka zdradza nieczyste sumienie i kończy się przywiązaniem głową w dół do żyrandola (mocny musiał być). Asystent zdradza to co my już dawno wiemy, czyli sekret pierścienia. Dowiadujemy się także, że przesłuchiwany miał udać się z bratem na nabrzeże by zawieźć tam rzeczy Turhana. Peter dociera do kostnicy gdzie dowiaduje się o kradzieży ciała. Urich telefonicznie przekazuje Jonahowi najnowsze wieści.

Pierwsza strona „Daily Bugle” zmienia się po raz kolejny. Zdjęcie Franka, dopełnia tytuł „Punisher grasuje – czyli Pogromca znowu w akcji”. Jonah nie jest do końca zadowolony. Wietrzy mocne rozwinięcie tej historii i posyła swoich ludzi niczym psy gończe za historią. Jest taka ciekawostka, że jeden z nich strasznie przypomina mi Olsena z komiksów o Supermanie.


Na nabrzeżu jeden z towarzyszy Turhana wrzuca żółty pojemnik do wody. Zaraz potem dostaje w zęby od Punishera, który w akcie miłosierdzia daruje mu życie (ale ja myślę, że nie miał czasu by poświęcić mu chwilkę) i wskakuje w ślad za pojemnikiem. Pod wodą z otworzonego włazu wystają znajome macki przechwytujące tajemniczy przedmiot.

Przenosimy się do domu burmistrza, którego wybudza ze snu pilny telefon. Głos po drugiej stronie należy do Dr Octopusa, który informuje, że zamierza uśmiercić pięć milionów mieszkańców miasta. Niezbyt miły doktorek zamierza dokonać tego między piętnastą a osiemnastą (ten typ będzie kiedyś Spider-Manem). W czasie tej miłej pogawędki, zmoczony pan Castle zdołał wycelować swoją broń w terrorystę. Nie przerywając rozmowy Otto Octavius powstrzymuje przyczajonego Pogromcę i odurza go pozyskaną trucizną.

Na szczęście dla Franka, w pobliżu coś chrobocze :) 
Spider-Man przebija się przez ścianę i atakuje zaskoczonego Octaviusa, który szybciutko wykazuje się bystrością umysłu. Pajączek ma do wyboru: pochwycenie bandziora lub uratowanie umierającego Punishera. Posługując się notatkami Octopusa próbuje stworzyć odtrutkę, jednocześnie unikając ataków otumanionego Pogromcy. Peter dzięki znajomości chemii pomaga mężczyźnie z czaszką na piersi, po czym dzwoni do Jonaha z najświeższymi informacjami.


Po tym telefonie mamy facjatę Otta na pierwszej stronie poczytnej gazety i tytuł „Pięć milionów umrze. Dr Octopus zagraża miastu”.

Spider-Man dostarcza odtrutkę do szpitala, co z kolei ratuje życie dziewczynie, która ucierpiała po „chwycie śmierci”. Nadszedł czas na ratowanie miasta. Pajączek domyśla się czemu doktor wspomniał akurat o uśmierceniu konkretnej liczby pięciu milionów i gdzie powinien szukać mordercy.

Jameson ogląda przygotowania do druku najnowszego numeru gazety. Całe pięć milionów egzemplarzy napawa go dumą. Tymczasem pojawia się Dr Octopus, który postanowił wcielić swój zabójczy plan w życie. Trucizna, która przenika z łatwością przez skórę i zabija przez dotyk. Otto przybył by zmieszać ją z farbą drukarską i kiedy już prawie wkłada pojemnik w odpowiednie miejsce, dostaje kopniaka w zęby. Dalej możemy obserwować potyczkę wśród urządzeń i akcesoriów drukarskich. Dostaje się też Jonahowi, którego ratuje Pajączek, a od którego wybawca nie doczeka się wdzięczności. Peter wykorzystuje ramiona Octaviusa, które pakuje prosto w prasę. Oszczędza jego nędzny żywot i zadowala się nokautującym ciosem w szczękę.


Tymczasem na 43 nabrzeżu skrępowany Punisher ma wizytę jegomościów w niebieskich mundurkach. Ostatecznie poddaje się i oddaje w ręce stróżów prawa. Nie zapomina oczywiście wspomnieć o zaletach przebywania w więzieniu. „Dobrą stroną więzienia jest to, że nie brakuje tu przestępców”.

„Daily Bugle” ma wreszcie swoją wymarzoną pierwszą stronę. Zdjęcie Jonaha i Octopusa podpisano: „Reporter ratuje miasto. Zatruta farba drukarska nie trafi do gazet”. JJ triumfuje, ale jego radość jest przedwczesna. Robertson wskazuje na ryzyko wynikające z takiej publikacji, bo czy czytelnicy nie będą podejrzewali, że taki atak może się powtórzyć? Strach spowoduje lawinowy spadek sprzedaży „Daily Bugle”. Pozostaje powrót do Spider-Mana z zębiskami i tematu o zagrożeniu z jego strony. Nie muszę chyba wspominać o ilości zalegających egzemplarzy w kiosku?

Druga opowieść, to smutna spowiedź Petera Parkera i jego zdołowane rozkminki na temat popełnionych błędów. Przy okazji poznajemy historię Spider-Mana, począwszy od ugryzienia napromieniowanego pająka, przez uszycie stroju i zmajstrowanie sieciosplotów, pracę w show-biznesie, aż do śmierci wujka Bena i choroby serca cioci May. Peter zadręcza się ciągłym oszukiwaniem najbliższej mu osoby. Zdaje sobie jednak sprawę, że po dokonaniu takiego wyboru i działalności jako Spider-Man - pogromca bandytów, balansuje na krawędzi, a jego tajemnica podwójnej tożsamości może się wydać wskutek jednego błędu.


Trzecia historia opowiada o spotkaniu dziewięcioletniego chłopca imieniem Tim ze swoim idolem Spider-Manem. Tim Harrison, poza zwykłymi zainteresowaniami dzieciaka w tym wieku, zbiera dosłownie wszystko co dotyczy Pająka. Pewnej nocy zostaje obudzony przez ulubionego superbohatera. Dochodzi do prezentacji mocy ze strony Pająka i zebranych materiałów na temat jego wyczynów, które pokazuje Tim. Wreszcie Spider opowiada jak zyskał swoje cudowne zdolności i co popchnęło go do walki z przestępcami. Na prośbę chłopca Spider-Man zdejmuje maskę i zdradza, że naprawdę nazywa się Peter Parker. Tajemnica czyni z nich przyjaciół na wieczność i jednocześnie wyciska łzy z oczu Petera. Kiedy superbohater opuszcza pokój dziewięciolatka poznajemy powód płaczu. Okazuje się, że mały Harrison przebywa w klinice onkologicznej.



Pierwszy numer nie poraża swoją przebojowością, ale nie jest też tragiczny. Z opisywanych przeze mnie premier, w Spider-Manie najbardziej rzuca się w oczy to, co nazywamy zębem czasu. Pewien infantylizm postaci i dialogów czasami aż razi. Mimo tego, całość nie pozbawiona jest uroku. Popatrzmy. Mamy wroga (Dr Octopus) z dobrą intrygą (zatrucie 5 milionów osób) i występ postaci gościnnej (Punisher), naprawdę nie jest źle. Sam Spider-Man choć dostał łomot od Punishera, później radzi sobie bardzo dobrze. Dobrym posunięciem polskiego wydania, było umieszczenie dwóch historii, które nieco przybliżyły nam rodowód superbohatera. Jest to tylko dodatek i nie wpływa w żaden sposób na moją ocenę. Warstwa artystyczna zasługuje na pochwałę. Starcie z Octopusem dostaje 3,5.


8 komentarzy:

  1. Starcie z Ockiem kojarzę tylko z Essa o Punisherze. W czerni i bieli lepiej sie prezentuje. Ta druga krótsza historyjka to pewnia była wzorem dla 2 odcinków Spider-Man TAS. Skąd wogóle kojarzyłeś jakiekolwiek postacie Marvela przed premierą Semica?

    OdpowiedzUsuń
  2. Dobre pytanie. O kimś czytałem w jakimś piśmie SF, kilka widziałem na naklejkach choć ze zmienioną kolorystyką, jeszcze kogoś spotkałem w oryginalnym wydaniu, które ktoś zapewne przemycił :)
    Mogłem nie wiedzieć co potrafią i nie znać świata, z którego pochodzili, ale wizualnie kojarzyłem i w różnych wariantach pojawiali się w historiach powstających w mojej głowie.

    OdpowiedzUsuń
  3. Może to nie będzie ściśle związane z powyższym tekstem (tak w ogóle bardzo dobrze napisane, gratuluje ;)) ale dla mnie świetną historią jest ta, w której Octavius porywa Felicię Hardy i na koniec zostaje obezwładniony przez wielki magnes. Nie wiem czy to oficjalne i pojawiło kiedyś w oryginalnej historii o pająku (nie znam komiksów, aż tak dobrze). To było chyba moje pierwsze spotkanie z Octopusem przy okazji jakiegoś czasopismowego komiksu. Doliczając do tego muszę także Spider-mana TAS ;)

    OdpowiedzUsuń
  4. Wow, zaskakująco nisko oceniłeś opowieść z Juggsem, u mnie ona jest w absolutnej czołówce Spider-Mana, ale, jak powszechnie wiadomo, gusta są różne.

    OdpowiedzUsuń
  5. Nie przypadł mi do gustu styl graficzny Romity Jr z tamtego okresu.

    OdpowiedzUsuń
  6. Jakoś mnie nie poruszyła ta historia. Było i minęło bez większej ekscytacji. Zapomniałem napisać, ale plusem jest, że Spider go nie rozłożył na łopatki, nie znalazł cudownego sposobu, który zakończyłby się zakuciem w kajdanki. Zatrzymał go na farcie i to w tym opowiadaniu duży plus.
    Wolę późniejszego Romitę Jr, ale w tym numerze poza wspomnianym Juggym jakoś bardzo mnie nic nie razi.

    OdpowiedzUsuń
  7. Dziękuję. Pozdrawiam również.

    OdpowiedzUsuń