"Duch"

1

Jakim pomocnikiem Batmana jestem? Jestem dokładnie sobą. Osobą wychowaną na komiksach z kultowego wydawnictwa TMS, obecnie jeden z użytkowników obchodzącego urodziny forum. 
Trzy tygodnie temu podczas lektury jednego z komiksów zaobserwowałem dziwne zawirowania w postrzeganiu obrazków. Po tygodniu nie mogłem spokojnie przysiąść do zwyczajnej rozrywki. Telewizja, internet, książki stały się dla mnie obce. Cudem jak na nasze warunki okazał się szybki termin wizyty u okulisty. Nic z tego. Oczy mam ok. Trzeba było uruchomić trochę znajomości i w ciągu kilku dni, wyjętych z życia zaliczyłem większość badań. Poza psychologiem wszyscy jednogłośnie stwierdzili, że nic mi nie dolega. 
Z poczuciem beznadziei zasiadłem przed kompem i zamiast rozmytego, trzęsącego obrazu zauważyłem, ze wszystko wróciło do normy. Jupppii!!! Odpaliłem koncert Deep Purple z 1972 roku w Japonii, po czym wskoczyłem na Heroes Movies Forum. Liczba postów rozłożyła mnie na łopatki. Zamknąłem oczy i wybrałem temat na chybił trafił. Okazało się, że najbliższy czas spędzę na lekturze „Niesamowity komiks o Batmanie”. Powinienem się zorientować, że coś jest nie tak.

Od tej pory pomagam Batmanowi.

Wiem... Nic nie wytłumaczyłem. Tak sobie pomyślałem, że i tak nikt nie uwierzy. 

Wszedłem w wątek i okazało się, że jest tylko jeden post. Autor był nieznany, a na środku widniał link do filmu, który natychmiast włączyłem. Wielki znaczek emblematu z nietoperzem rozbłysnął na złoto, a z głośników rozbrzmiał znajomy motyw (jak o tym teraz pomyślę, to nie zauważyłem, że koncert ucichł). Film był prezentacją poszczególnych kadrów komiksu. Strona po stronie pochłaniałem obrazki. Nagle obraz zafalował. „Nie znowu i nie teraz!” - pomyślałem. Obraz w komputerze zatrzymał się i zamiast kolejnego kadru zobaczyłem, że rysunek zaczął żyć. Widok na ciemną uliczkę Gotham zmieniał się. Wszystko wskazywało, że rysunkowe środowisko reaguje na moje zachowanie. Kręcenie głową spowodowało, że dokładnie rozejrzałem się po okolicy. Przystąpiłem do kolejnego badania terenu. Próbowałem podnosić rzeczy, dotykać ścian, ale na próżno. Hmmm...zostałem niemym obserwatorem.

Podążyłem ciemną alejką, która zaprowadziła mnie do opuszczonego gmachu z powybijanymi, jak zęby szczerbulca oknami. Cóż miałem do roboty? Ogromny budynek okazał się być fabryką słodyczy. Zewsząd otaczały mnie powyginane, zardzewiałe sprzęty. Mój rekonesans przerwały krzyki poprzedzane odgłosami uderzeń. Zakradłem się w miejsce, z którego dochodziły dźwięki. Gordon!!! Zobaczyłem prawdziwego, choć rysunkowego komisarza Gordona. Dwóch ludzi trzymało zakrwawionego policjanta, a trzeci wymierzał kolejne razy. Po chwili rozbłysły lampy, które oślepiły mnie dokumentnie. Usłyszałem coś, co zapamiętam do końca życia. Z początku nie wiedziałem co to było, ale poczułem na całej długości kręgosłupa, że to nieodzowny zwiastun śmierci. Makabryczny chichot mógł należeć tylko do demona. W pewnym sensie nie pomyliłem się. Na rdzawej balustradzie stał demon w ludzkiej skórze, choć nie do końca o ludzkim wyglądzie. Joker uśmiechał się krwawymi ustami spoglądając w moją stronę spod fioletowego kapelusza o szerokim rądzie. Poczułem, ze mój obiad wędruje, to w górę, to w dół szukając natychmiastowego ujścia. Nucąc wesołą piosenkę, koszmar podążał w moim kierunku. Stałem jak kołek nie mogąc wykonać żadnego ruchu. Był tuż przede mną i kiedy myślałem, że coś powie, zażartuje lub choć usłyszę co mruczy tam pod nosem, on po prostu strzelił. Usłyszałem jak coś chlupnęło a następnie łupnęło o ziemię.

Żyję! Otworzyłem oczy tylko po to, by ukazał mi się Joker z dymiącą jeszcze spluwą. Wzrok skierowany miał na wysokość moich stóp. Już myślałem, że zwieracze nie wytrzymały, ale to nie byłem ja. Pomiędzy stopami spływała ciemnoczerwona rzeka wymieszana z szarą breją. Popołudniowy posiłek ponownie zrobił kurs kolejką, rodem z wesołego miasteczka. Zorientowawszy się, że najwyraźniej pozostaję w formie niematerialnej, a tym samym niewidocznej uciekłem z powiększającej się kałuży. Za mną, w świetle lamp stało sześciu skrępowanych policjantów. Siódmy z wielką dziurą w głowie leżał obok nich.

Morderca podszedł do ciała i bezceremonialnie zastukał o poszarpane krawędzie czaszkowej kości. Następnie zanurzył dwa palce w ranie i podszedł do reszty potencjalnych ofiar. „Entliczek, pentliczek, czerwony stoliczek...”. Na kogo wypadał „stoliczek”, temu stawiał znaczek „X” na czole. Potem następował strzał.

Nie wiedziałem co robić. Zacząłem szukać wyjścia z sytuacji, ale jako duch nie miałem wpływu na przebieg wydarzeń. Wtedy zobaczyłem jednego z klauno-podobnych popaprańców, który wychodził z pobliskiego pomieszczenia. Zajrzałem do środka. Wewnątrz stało jedynie biurko z komputerem. Hipnotyzujące światło spowodowało, że musiałem spojrzeć co widnieje na monitorze. 

Okazało się, że wróciłem do swojego pokoju. Mokra koszula przywierała do pleców, a serce waliło jak oszalałe. Komputerowy głośnik, kobiecym głosem poprosił o login. Bez zastanowienia wpisałem w rubrykę „Duch”. Pulpit zafalował zmieniając całkowicie wygląd, a na środku wyskoczyło coś w rodzaju okna czatu. Natychmiast zaczepiła mnie osoba po drugiej stronie.

- Kim jesteś? Czego potrzebujesz? 
- Jestem Mi... tzn Duch.
- Duch?
- Tak, tak będzie właściwie. 
- Czego sobie życzysz i jak udało ci się z nami połączyć?
- Nie wiem z kim rozmawiam.
- Mnie możesz nazywać Robin.
- Robin? Jak Robin Hood?
- Raczej jak Batman i Robin.
- Haahaha. Bardzo śmieszne.
- Słuchaj. Nie wiem kim jesteś i jak udało cie włamać, ale niedługo wyśledzę skąd jesteś i gorąco pożałujesz. W najlepszym wypadku policja. W najgorszym papcio nietoperz.
- Dobra. Koniec rozmowy. Lepiej odpuść sobie tą stronę z Batmanem. Nie wiem jak to zrobili, ale oglądanie dziur po kulkach na żywo, nie należy do najprzyjemniejszych. Pewnie Gordona tez odpalili...
- Gordona?!! Odpalili?!!!

Na ekranie zamigotało kolejne okno. Głośnik zapowiedział: „Użytkownik Oracle zalogowany”.

- Robin, on jest nie do namierzenia!
- Powiedział coś o zabójstwie twojego ojca!

Wszystko to było w osobnym oknie. Rozmawiali jakby myśleli, że nie widzę co piszą, mało tego jakby wierzyli w to co piszą. Może to część tej strony, jakiejś chorej gry, albo coś w tym guście? Postanowiłem się dołączyć do konspiratorskiej wymiany na mój temat.

- Robin? Barbara?
- Eeeee....Jestem jak się tu dostałeś?
- On się zwrócił do mnie „Barbara” jakbyś nie zauważył!
- O faktycznie wyrwało mi się. Robin?
- Tak?
- Którym z kolei jesteś? Tim?
- Tim... Dużo o nas wiesz.
- Posłuchajcie. Powiedzmy, że wiem całkiem sporo. O wielkim długouchym nieobecnym także.
- Skąd?
- Nie ważne skąd (wszedłem w swoja rolę). Mam pilną informację. Gordon wraz z kilkoma policjantami jest zamknięty w opuszczonej fabryce słodyczy. Kilku z nich już nie żyje. 
- W jakiej fabryce?

Ekran zafalował a ja ponownie pojawiłem się w ciemnym fabrycznym pomieszczeniu. Komputer zapakowany do kartonu, wynoszony był właśnie na zewnątrz. Powróciłem do miejsca kaźni. Na środku leżało już siedem ciał. Pokiereszowanym głowom domalowano szerokie, czerwone uśmiechy. Joker stał zamyślony z pistoletem wycelowanym w Jima Gordona.
Nigdy nie myślałem, że ściana może pęknąć jak wieża z drewnianych klocków. Jedna eksplozja załatwiła wszystkich sługusów klauna. Przynajmniej tak to wyglądało, bo gdy opadł dym wszyscy leżeli na ziemi. Nagle zrobiło się ciemno. Nawet księżyc zaglądający przez dziurę w suficie zgasł całkowicie. Wszystko pochłonął mrok i wtedy pojawił się on. Ciemność sama w sobie o głosie nasuwającym na myśl płytę nagrobkową. Potyczka nie była długa. Joker ze złamaną ręką został zabrany przez policjantów do Arkham. Gordonowi nic się nie stało. Kiedy spytał Batmana jak go odnalazł, ten odpowiedział. „To nie ja. To był Duch”.
Powróciłem do domu. Od tej pory jakimś magicznym sposobem możemy współpracować. Nie wiem jak to się dzieje, ale tak to mniej więcej wygląda. Czasem to komputer, czasem telefon. Ląduję w Gotham i obserwuję przestępstwo, aby szybko skontaktować się z Jaskinią i poinformować o zdarzeniu. Nie zawsze udaje mi się zrobić to na czas...ale to już inna historia.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz