niedziela, 26 października 2014
Hercules - recenzja filmu
Ten film okazał się niespodziewanym uzupełnieniem obecnego kina. Bardzo sceptycznie podchodziłem do mitologicznej opowieści, choć same mity uwielbiam. Dwayne też specjalnie mnie nie interesuje jako aktor i nie powiem żeby był z tego pokolenia, czy też tym typem dla którego ogląda się film, przynajmniej w moim odczuciu. Do fanów chodzenia do kina na efekty również nie mogę się zaliczać. Jaki jest Hercules?
Zacznijmy od tego, że większość efektów specjalnych zobaczyliśmy już w zapowiedziach filmowych, ale wbrew temu co można by myśleć, wcale nie jest to minus. Mowa o najbardziej spektakularnych elementach widowiska, choć nie najważniejszych, czyli o potworach. Jeśli już jesteśmy przy 12 pracach i występujących w nich gadzinach, to nie jest film o nich. Nie jest to tajemnicą, ale historia opowiedziana w tym obrazie ma miejsce po znanych dobrze wszystkim wydarzeniom. Wbrew naszej wiedzy, nie do końca odbyło się tak jak mówią legendy. To właśnie jeden z tematów przewodnich. Okazuje się, że Hercules tak naprawdę jest człowiekiem, ale właśnie to może sprawić, że stanie się legendą. Prześladowany przez zbrodnię, którą popełnił szuka odkupienia lub śmierci.
Więcej z fabuły nie zdradzę, ale film w ciekawy sposób opowiada o bohaterach i łotrach w przejrzysty sposób. Nie ma tu miejsca na pseudo wywody, na oszukiwanie wątpliwym widowiskiem. To bardzo prosta, nawet banalna opowiastka, ale zbliżona dramaturgią do budowy greckich i rzymskich podań. Znajdujemy dobrze znane elementy: miłość, odwagę, zdradę, przyjaźń i poświęcenie. Wszystko to, czego można by oczekiwać po takiej opowieści.
Mimo tego, znajdziecie w niej sporą dawkę przemocy, także film nie nadaje się do oglądania z dziećmi. Nie jest to niczym nieuzasadniona brutalność, choć niektóre pomysły ocierają się o groteskę. Zwrócicie na pewno uwagę na rydwan z rozkładanymi ostrzami, tudzież na broń Amfiaraosa.
Amfiaraos przywołuje towarzyszy naszego herosa. Jasno określone charaktery postaci potwierdzają tylko klasyczną konstrukcję opowieści fantasy. Mamy łuczniczkę, berserkera, coś na kształt sprytnego złodzieja i maga/druida. Jest też bard, który wysławia czyny bohatera. Oczywiście nie mają konkretnie takich zawodów, ale pełnią dokładnie ich role i posiadają charakterystyczne cechy.
Zło w "Herculesie" jest równie dobrze zobrazowane. Podstępne i okrutne wdziera się bezlitośnie w życie niewinnych ludzi i bohaterów dramatu.
Nie możemy zapomnieć o humorze, który choć nie najwyższych lotów, to w swojej sytuacyjnej formie bawi i daje odrobinę oddechu w obserwowanych starciach. Walki są na pewno imponujące, ale nie spodziewajcie się epickich odtworzeń realnych potyczek, a raczej chaotyczne bitwy, w których postawiono na ukazanie bajkowych zwycięstw.
Są też elementy mające na celu, zresztą chyba skutecznie, wzruszyć widza, ale więcej nie powiem, by nie zdradzić fabuły. Bardzo się cieszę z rozrywki, jaką nam zaserwowano i pozytywnego przekazu, którego ostatnio brakuje. Być może to kwestia pokolenia, z którego się wywodzę i potrzeb jakie ukształtowano w dziecięcej fantazji. Nie nastawiajcie się na arcydzieło, ale mogę zagwarantować, że odbiorca dostanie dobrą mitologiczną historię pozbawioną tanich, sensacyjnych chwytów serwowanych w celu podniesienia oglądalności.
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz