Witamy po przerwie. Dzisiaj mam przyjemność przedstawić dwie zupełnie rożne historie. Obie pokazują nam morderców, ale z totalnie różnych biegunów. O ile pierwszy jest mistrzem w usuwaniu bliźniego, choć sam niezbyt często brudzi sobie rączki, o tyle drugi jest niezrównoważonym biedakiem, który wyszedł na miasto coś zakomunikować. Jednak nie uprzedzajmy faktów.
Mam bardzo sprzeczne uczucia co do pierwszej opowieści, ale nie mogę wychylić się z wywodem na początku, bo wszystko zepsuję. Lex Luthor to złożona postać i myślę, że mimo wszystko dobrze ją autorzy zobrazowali. Bloodsport to nowy wymysł i wrzucony w wir propagandy „make love, not war” jest swoistą bakaliom wśród tłuczenia się postaci o super mocach i powszechnemu pragnieniu zniszczenia ze strony łotrów... Do przeczytania TUTAJ!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz