środa, 11 grudnia 2013

"Igrzyska Śmierci - W pierścieniu ognia" kilka słów o filmie

Pierwszy film obejrzałem kilka dni temu i zrobił na mnie takie sobie wrażenie. Ciekawy pomysł, ale słabo rozwinięty. Podobała mi się główna postać Katniss, rewelacyjny był Caeser Flickerman. Za mało niestety wyeksponowany prezydent Snow i w tej roli Donald Sutherland, ale to raczej wina historii na podstawie, której powstał film. Poprawnie przedstawieni Haymitch Abernathy i Effie Trinket. Zainteresował mnie też Cinna i jego kreacje, ale przez cały film miałem wrażenie, że w książce musi to być jeszcze bardziej pociągająca postać. Denerwowało mnie mało emocjonalne i przewidywalne latanie po lesie. Tanie chwyty w stylu uśmiercenia Rue. No nic, taka opowiastka dla młodzieży. Brakowało mi krwi i napięcia. Nie obawiałem się wcale o los głównej postaci, za to pragnąłem by wreszcie umarł Peeta Mellark, a Katniss wróciła do Gale'a Hawthorne'a. Nie było jednak tragicznie i obietnica, że kontynuacja jest lepsza, oraz dobre towarzystwo skusiły mnie do pójścia do kina. Wspomnę jeszcze o zdjęciach i ich naturalności, które czasami wydawały się być kręceniem z ręki, szczególnie w 12tym dystrykcie, co akurat mi odpowiadało. Przedstawienie odmienności swiatów to duży plus tej produkcji.


Część druga prowadzi nas dosyć długo po Tournee Zwycięzców, co jest dla mnie ogromnym plusem. Całkowicie porywają mnie plastyczne obrazy dystryktów i przedstawienie terroru Snowa. Bardzo smaczne i dobrze się trawi. Strasznie podoba mi się szczególnie 12ty kopalniany klimat. Nabiera walorów w zetknięciu z pstrokatą stolicą i telewizyjnym show.

Arena także na plus i przyznam się, ze gdy zobaczyłem "wodny start" zawodników to poczułem coś na kształt zaniepokojenia. Sam pomysł wystawienia weteranów też jest dobry i podnosi poprzeczkę szczególnie gdy widzimy wcześniej pokazane stany lękowe u dziewczyny, w czasie polowania, plus moczenie nocne itd...

Pomysł z zegarem jest już na serio dobrym rozbudowaniem klimatu i te wszystkie katastrofy spadające zawodnikom na głowy cieszą oko. Troszkę obniżyło loty spłukiwanie poparzeń po mgle w sadzawce, ale do wybaczenia.

Sojusznicy są nieźli. Duży skok w budowie rozgrywki dla głównej bohaterki. Inna perspektywa wprowadziła nowy rodzaj zagrożenia, a mianowicie - wewnętrzne. Dobre było zróżnicowanie tych osobników i ich talenty. Babcia do odstrzału jakoś niezbyt mnie przekonała, zbyt widoczny był jej koniec.

Jeśli już jesteśmy przy bohaterach filmu to Katniss nadal bardzo lubię i podoba mi się gra aktorki i jej uroda. Peeta Mellark okazał się być nawet znośny i wzbudził we mnie wreszcie coś na kształt sympatii. Gale Hawthorne to mały as tego filmu i podobała mi się jego akcja obronna, czekam na przewodnictwo w powstaniu. Wysoko notuję oczywiście świetnego Caesera Flickermana, choć w pierwszej odsłonie miał więcej do powiedzenia. Cinna - noż cholera wiedziałem, że go w końcu dupną, ale suknia ślubna genialna. Haymitch Abernathy - super postać i dostarczyła wiele uśmiechu, poziom do góry w stosunku do pierwszego występu. Effie Trinket zalicza za to spadek, ale to ze względu na pomysł na jej postać, a nie jak została odegrana. Plutarch Heavensbee to osoba, której postępowanie jest niestety zbyt widoczne, zbyt oczywiste, dokładnie wyrysowane według schematu i przywodzi na myśl całość odbioru jedynki. Prezydent Snow jest wyrachowanym bydlakiem i takiego Donald Sutherland odgrywa, ale ten aktor już jest dla mnie żywą legendą. Wyróżnić należy jeszcze dwie postacie: Beetee i Johanna Mason bo są fajne. Finnick Odair jakoś tak bez rewelacji. Podobał mi się za to Komandor Thread, w tej roli Patrick St. Esprit bo lubię sobie wyobrażać, co bym takiemu bydlakowi zrobił. Świetna kreacja.

Bardzo bym chciał zobaczyć ten film w wersji dla starszego widza, bo mógłby się stać czymś na kształt jeszcze ostrzejszego "Uciekiniera" z Arnoldem.

Ogromnym minusem tego filmu jest zakończenie, które praktycznie jest urwaniem filmu. Jakby ktoś wziął nożyczki i przeciął taśmę. Wiem, że będzie kolejna część, ale to niczego nie tłumaczy.

Film nie jest arcydziełem, nie można jednak powiedzieć żebym narzekał. Bardzo dobrze się bawiłem, a o to chyba chodzi. Nie zawsze musi to być ciężki produkt polskiego kina do ostrej rozkminki. W uproszczony sposób przemycony wątek totalitaryzmu, który wyniszcza zwykłych obywateli, a wzbogaca zepsutą elitę nie interesującą się losem szaraczków. Na szczycie piramidy znajduje się "ten zły" jasno określony, któremu właśnie zaczyna się palić grunt pod nogami. Terror zatacza coraz szersze kręgi i pogłębia się w swojej brutalności. Jeśli nie mamy chleba, dajmy im igrzyska przestaje funkcjonować gdy bohaterem zostaje potencjalna ofiara, a proste gesty rozbijają mur przemocy.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz